Forum BESKIDZKIE FORUM Strona Główna


BESKIDZKIE FORUM
"Tak mnie ciągnie do gór..."
Odpowiedz do tematu
Rowerem przez Podlasie
dmirstek


Dołączył: 23 Gru 2007
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

To tak w ramach odskoczni - moja wyprawa z 11-12 września, rowerem przez Podlasie.

Przez długi czas myślałem stereotypowo. Że na Podlasiu białe niedźwiedzie chodzą po ulicach, ludzie piorą w rzekach i jedzą wyłącznie runo leśne. Ostatnio jednak zaczął mnie ten region fascynować. Efektem tego była kolejowa wycieczka w styczniu podczas okazyjnego przejazdu linią kolejową Hajnówka – Cisówka. Było dosyć ciekawie, ale uznałem, że z okien pociągu nic nie widać, trzeba tam kiedyś ruszyć rowerem…

Roweru też nigdy nie lubiłem. Będąc pieszym rowerzyści wydawali mi się jako ci jeżdżący po ludziach, prowadząc samochód zaś rowerzystów brałem jako zawalidrogi na jezdni. Ponieważ to zdrowy” wehikuł czasem udawałem się nim na krótkie wycieczki. Były one dla mnie zupełnie nieciekawe…

Plany wyprawy rowerowej na Podlasie ( a w sumie to kilku wypraw rowerowych na Podlasie i Lubelszczyznę) spełzły latem na dalszy plan. Każdą wolną chwilę przeznaczałem na wyjazdy w góry. Beskidy, Sudety, Beskidy, Sudety, Beskidy… Podlasie jawiło mi się jako mniej ciekawe. W końcu nadszedł dzień, w którym podjąłem męską decyzję. Beskid Sądecki (na wyprawę w który zapakowałem już plecak) poczeka. Fajnie, by człowiek znał inne tereny Polski, niż góry. Zamiast w pociąg do Krakowa wsiadłem w pociąg jadący w stronę Suwałk. Zamiast plecaka – rower i sakwy. Nie wiedziałem, co tam zastanę, ile przejadę, gdzie wyląduję, czy mi się spodoba… Z zadumy wyrwał mnie głośnik oznajmiający, że dojeżdżamy do stacji Łapy. Rower pod pachę, wysiadka. Pociąg odjechał dalej, a ja zostałem na pustym peronie, zamiast sielskich klimatów otaczały mnie zakłady naprawcze PKP i różne kombinaty przemysłowe… Ruszam, w założeniu w stronę Suraża, tabliczka z nazwą ulicy „Brańska” powoduje, iż dokładniej lustruję mapę. Zła droga… Jadę do właściwej. Dojeżdżam do Suraży. Wita mnie tam drogowskaz „wieża widokowa 5300 m”. Nie planowałem tam być (miałem jechać w stronę Doktorców), ale trasa Łapy-Suraż średnio mi się spodobała, uznałem, że będzie jakaś odskocznia. Pojechałem – głupio płasko. Zacząłem się zastanawiać, czy zamiast dwudniowej trasy nie zrobić kółka po Narwiańskim Parku Narodowym i wrócić pociągiem z Łap. Tak, to na pewno dobry pomysł… Jadę więc w stronę Kowali… Tam zmiana decyzji – jak przygoda, to przygoda! Ruszam więc na planowaną mniej więcej trasę – mniej więcej wzdłuż Narwi. Kowale, Czaczki Wielkie, Chodory, Zimnochy. Zaczyna mi się podobać. Cieszę się, że nie wybrałem kółka po NPN, tylko trasę w nieznane. Jest płasko, wsie-dawne PGRy, ale tak jakoś… powietrze wydaje się być świeższe, uśmiech sam na twarzy się rysuje, kilometry znikają, wiatr układa włosy. W Bogdankach napotykam pierwszy od Suraży sklep. Robię w nim zakupy na wieczór i na rano, nie wiedząc ile czego potrzebuję, dokąd dojadę, gdzie będę nocował. Na mapie znajduję zajazd przy drodze krajowej 19. Uznałem, że tam zjem coś na kształt obiadu, a reszta – jakoś wyjdzie. W Wojszkach spotykam fajną wiejską knajpkę, nieoznaczoną na mapie, ale uznałem że pojadę dalej, trochę za wcześnie na obiad. W międzyczasie zmienia się typowy widok. Postpegeerowskie wsie zamieniają się w wioski z wyłącznie drewnianymi, schludnymi domkami, ruch samochodowy maleje, asfalt staje się rzadkością. Pół kilometra przed zajazdem łapią mnie skurcze w udach. Wiedziałem, że to nie koniec podróży, ale tym lepiej, że akurat jadę się posilić… Zjadłem niezbyt dobrego schabowego i ruszyłem dalej, w stronę Kaniuków. Odcinek ten to istna droga krzyżowa. Pełno piachu na drodze, a uda bolą coraz bardziej. Siła była, samopoczucie było, tylko totalny brak rowerowego doświadczenia przeszkadzał w realizacji wyprawy. Przypływ sił w okolicach Kaniuków przyszedł totalnie znienacka. Znienacka przejechał też szutrową drogą rejsowy autobus PKSu do Białegostoku. Jak się okazało – kurs ten jeździ cały tydzień, również w niedziele i święta, oprócz wielkanocy i 25 grudnia. Szutrową drogą o szerokości jednego samochodu! 4 razy dziennie w każdą stronę… Następna wieś – Ciełuszki okazała się być prawdziwym skansenem. Niemal każdy dom był pięknie ozdobiony, przed każdym stała ławeczka, miejscowi licznie gadali między sobą siedząc na nich, obok górowały słupy energetyczne z mnóstwem gniazd bocianich, niestety pustych. Okolica zaczęła mi się bardzo podobać, kolejne kilometry przelatywały nie wiadomo kiedy. W Puchłach zaskoczyła mnie piękna cerkiew, w Trześciance – kolejne pięknie ozdobione domy. Postanowiłem, że następnego dnia będę chciał zobaczyć zalew Siemianowski, Białoruś i Puszczę Białowieską. Oznaczało to, że tego dnia musiałem jak najwięcej popedałować, by następnego mieć czas na zwiedzanie. Nadchodzący zmrok, brak świateł w rowerze (i nawet jakiejkolwiek latarki, pośpiech przy pakowaniu...) i pośpiech związany z chęcią zaliczenia jak największej liczby miejsc (jakże niewskazany na tym powolnym, sennym Podlasiu!) spowodował, że nie byłem w środku ani w pięknej cerkwi w Puchłach, ani w (na pierwszy rzut oka) jeszcze piękniejszej w Narwi… Chciałem zamieszkać w okolicy miejscowości Rybaki, rozsądek podpowiadał, iż większy sukces mieszkaniowy odniosę w większej Narwii… Miejscowi wskazali mi jako miejsce noclegu tamtejszy zajazd. Okazał się on być walącym się budynkiem z pokojem za 70 złotych… Uznałem więc, że zrobię jeszcze kółko po okolicy i w razie co spróbuję szczęścia na którejś plebanii – ksiądz musi przecież wziąć pod strzechę strudzonego wędrowca Wink Z ratunkiem przyszedł mi jednak wąsaty pan z kapeluszem na głowie – okazało się, że jest właścicielem gospodarstwa agroturystycznego w Gramotnem, 8 km w stronę Siemianówki! I do tego ma samochód z przyczepą, na którą weźmie mój rower. Tak też zrobiliśmy, wieczorem wylądowałem na miejscu, z braku laku poszedłem spać o godzinie 20… 77 kilometrów w nogach, pustka, cisza i perspektywa następnego dnia pełnego atrakcji wbiła mnie w łóżko w porze, w której w Warszawie kończą się dopiero godziny szczytu…

Wstałem o 7 rano, zmęczony mimo 11 godzin snu. Na śniadanie suche bułki z zakupów w Bogdankach i jazda… Kilometry szły łatwiej, choć czułem, że nogi mają w pamięci wycieczkę z dnia poprzedniego. Przez Eliaszuki dojechałem nad jezioro Siemianowskie, wzdłuż którego dojechałem do Siemianówki, którą poznałem jadąc w styczniu pociągiem… Przejeżdżając przez tory uświadomiłem sobie, jak wiele traciłem uznając, że Podlasie mogę obejrzeć z okien pociągu… Kolejnym ważnym punktem była Białoruś – zobaczyć legendarny pas zaoranej ziemi, pomachać ostatniej europejskiej dyktaturze, zrobić pamiątkowe zdjęcie… Plan ten spełniłem opodal drogi Babia Góra – Stare Masiewo. Wjechałem do Puszczy Białowieskiej i niemal od razu zobaczyłem dwa żubry stojące na środku drogi… Już byłem spełniony, a nogi mimo zmęczenia pracowały bardzo wydajnie – uznałem, że oswoiły się z wysiłkiem… W radosnym uniesieniu dojechałem do Masiewa i dalej kręcąc kółko do stacji kolejki wąskotorowej pod nazwą Głuszec… 50 kilometrów od startu nadszedł kryzys. Znów przy podobnej odległości, znów te same mięśnie ud… Postanowiłem dojechać do Hajnówki, skąd o 16:20 miałem pociąg, najprostszą drogą. Inną bym pewnie nie dał rady zdążyć, jednak tego dnia nagle jazda zaczęła iść wyjątkowo opornie. Inaczej się jedzie mijając po drodze różne wioski, a inaczej – monotonny, choć piękny las. Każdy kilometr strasznie mi się dłużył, w końcu zaczął padać deszcz. Do Hajnówki w dojechałem z dużym zapasem czasowym, licznik rowerowy wskazał 85 kilometrów tego dnia. Żałowałem, że muszę wracać do Warszawy, bo ileż to ciekawych miejsc opuściłem, a do ilu nawet nie dojechałem...

Podlasie bardzo mi się spodobało, choć trudno powiedzieć, co takiego jest tam szczególnego. Nie ma spektakularnych miejsc, gór, czy innych atrakcji. Jest pustka, leniwe wioski, świeże powietrze i pojedyncze cerkiewki. Tylko. No i w sumie aż… Na pewno będę chciał tam wrócić.
Zdjęcia: [link widoczny dla zalogowanych]
Orientacyjny plan trasy (Google zgubiło się w Puszczy): [link widoczny dla zalogowanych]
Razem: 162 km (77+85)
Zobacz profil autora
Piotrek
Administrator

Dołączył: 21 Kwi 2006
Posty: 5888
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żywiec/Sienna

To i na Podlasiu mają swoją Babią Górę Smile
Niezły kawałek przejechałeś, tereny na rower piękne.

W Narwiańskim byłem ale lazłem szlakiem z Łap pieszo, przez Kurowo i dalej poza park do Tykocina. Rejony ciekawe choć jak sam wspominasz-koszmarnie płaskie Very Happy


Ostatnio zmieniony przez Piotrek dnia Pon 7:44, 17 Wrz 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Rowerem przez Podlasie
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Odpowiedz do tematu