Forum BESKIDZKIE FORUM Strona Główna


BESKIDZKIE FORUM
"Tak mnie ciągnie do gór..."
Odpowiedz do tematu
Jura- skałkowo, jaskiniowo, nadjeziornie
buba


Dołączył: 20 Kwi 2006
Posty: 3022
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: oława

W kierunku Jury, na biwak nad jeziorem w Kostkowicach wyruszamy w piatek wieczorem. Tomek siedzi nad jeziorem juz od czwartku i łowi ryby. Jakos trasa dluzy nam sie wyjatkowo i zabiera wiecej czasu niz myslelismy. Do Kostkowic docieramy kolo polnocy. Tomek znalazl fajne miejsce na namioty, nad woda, z daleka od łupiacej dyskoteki. Zjezdzamy z asfaltu w polna droge, mijamy rozne namioty i przyczepy. Droga powoli zaczyna sie kończyc tzn tworzy ją juz tylko piaszczysta koleina, jak sie potem okazuje chyba wyryta przez jakas terenówke.
Jakies okolo dwa metry przed miejscem gdzie planowalismy dojechac, skodusia odmawia wspolpracy i grzęźnie w piachu. Probujemy ją wypchac, do przodu , do tyłu, podlozyc cos pod koła.. Na darmo.. Co u licha sie dzieje? Wogóle koła sie nie chca krecic a okolice spowija zapach palonego sprzęgła.. Udaje sie odkryc przyczyne.. To nie koła nie radza sobie z za głebokim piachem ale caly spód sie zarył tzn skrzynia biegów, tłumik, miska olejowa... Nie pozostaje nic innego jak wyciagnac łopate i zacząc odkopywac.. Zapach mokrego piachu miesza sie z zapachem rozgrzanego mocno podwozia, pył, piach i inne drobinki kleja sie do twarzy, rąk, szyi, włażą do nosa i oczu.. Pot splywa po gebie ułatwiajac lepienie sie drobinkom Wink Kopiemy naszym zielonym szpadlem- to wielki nasz przyjaciel, ktory juz nieraz nam tyłek uratowal w najrozniejszych przypadkach. Potem gdy bardziej liczy sie juz precyzja ruchów kopiemy patykami, a na koniec po prostu rękami. Wyglądamy juz jak nieboskie stworzenia pokryte litą warstwa szarej skorupy. Ale zwyciestwo! Udaje sie skodusie odpalic i przestawic na pobocze wypelnione ciut mniej lotnym podlozem.



Namiot przychodzi nam postawic prawie na srodku piaszczystej "drogi". Śledzie nie bardzo trzymaja w takim podlozu wiec jeden odciag mocujemy na łopacie.



Troche mam obawy ze w nocy albo nad ranem bedzie tu jechal jakis rozpedzony debil na quadzie albo motorze i nie zdąży wyhamowac przed namiotem.. Na wszelki wypadek stawiamy na drodze trojkat Wink Moze nikt nie zajuma w nocy Wink



Mimo niezbyt cieplej temperatury powietrza i wody toperz postanawia calosciowo spłukac z siebie efekty walki z piachem. Ja i Tomek az takimi czysciochami nie jestesmy wiec myjemy tylko najbardziej zabrudzone kawalki.



Piach spomiedzy zębów wyplukujemy zgodnie wszyscy- i to nie byle czym- ukrainskim kahorem. Ow płyn bardzo dobrze sie nadaje do tego celu, a smak połaczony z jurajskim piachem jest wrecz wyborny!!!

W nocy szumia nam pociagi smigajace drugim brzegiem jeziora po Centralnej Magistrali Kolejowej. W ciemnosci wygladaja jak sznur swiecacych koralikow- tzn dwa sznury bo drugi, lekko zamglony i pełgajacy odbija sie w wodzie..

Rano odpalamy nasz nowy nabytek- radziecka kuchenke benzynowa. Strasznie mnie cieszy owe ustrojstwo- prezentuje ten etap techniki, wytrzymałosci i topornosci jaki uwielbiam. Najbardziej podoba mi sie "ogrzewanie palnika i baczka" tzn polewanie calosci benzyna i podpalanie!! Mr. Green I herbatke mamy 5 razy szybciej niz na palniku. No i nie smierdzi gazem od ktorego mi zawsze troche niedobrze..



Aha! pominelam wazny aspekt pozyskiwania paliwa do kuchenki. W tym celu najpierw szukamy butelki po lesie. Akurat w tym przypadku brak umilowania porzadku przez naszych rodakow jest nam na reke- butelka znajduje sie nadpodziw szybko. Kolejnym etapem jest wreczenie toperzowi długiej rurki pozyskanej w sklepie akwarystycznym i nastepnie sciagniecie benzyny z baku skodusi. Toperz twierdzi, ze cala benzyne udalo sie przelac do butelki, ze nic nie wypił, ale jakis czas chodzi jednak troche zielony i z zamglonym wzrokiem.

Kolo poludnia zaczyna sie zjezdzac ekipa- najpierw pojawia sie Klimek z Terenią. Nastepnej porcji zlotowiczow probuje wytłumaczyc przez telefon gdzie jestesmy. Jakos tak dziwnie wyszlo, ze mowie jednoczesnie do dwoch telefonow co powoduje konsternacje u roznych osob poniewaz nie moga dojsc do tego kto z kim rozmawial Wink

Pojawiaja sie wesole gęby szkieletka, Hakera, klamerki i Fali. Jako, ze jestesmy w komplecie to wyruszamy na wycieczke. Prowadzi Klimek.

Po drodze upolowuje nas jeszcze knajpa





Włazimy na góre Słupsko, gdzie miesci sie troche wapiennych skałek i grodzisko.

Fajnie stamtad widac nasze jezioro i linie kolejowa.







Widac tez w oddali zamek Mirów i potworek nowego zamku w Bobolicach. Tam wlasnie odbywaly sie coroczne wycieczki jesienne z naszego liceum. Łazilismy po skałkach, wspinalismy sie na mury ruin zamków gdzie wsrod szumu wiatru chrupalismy kanapki. Zaglądalismy do jaskin. Bylo pusto i w miare dziko.. A teraz tam juz nie ma po co jechac.. Fajnie ze udalo sie zobaczyc te miejsca kiedys dawno temu...



Po drodze masowo kłaniają sie nam drzewa...





Wlazimy do malutkiej jaskini w górze Jastrzębnik a Karolina znajduje tam szkielet nietoperza i jakiegos wiekszego stwora także.







Kawałek dalej w lesie sesja zdjeciowa z pajęczyną







Wpełzamy do jaskini W Kroczycach. Wąskie gardło wejscia nie sugeruje ze na koncu bedzie taka obszerna i piękna sala! Warto bylo popełzac












Zachod slonca nad jeziorem jest tak kiczowaty ze brakuje tylko jelenia albo łabędzi! Ja sie patrze a przyplywaja łabedzie Laughing









Wieczór uplywa nam na konsumpcji przepysznej grochówki przyrzadzonej przez klamerke i Terenie. Pychota była!

A potem juz tylko ognicho, spiewy, mile rozmowy przerywane czasem swistem pociagu albo chlupnieciem rybiego ogona gdzies w trzcinach.










Lato to piekny czas.. Mozna lezec na ziemi, piachu, igliwiu.. Mozna bez odgryzienia sobie z zimna jęzora spac pod dachem z gwiazd.. Mozna wędrowac bez planu ,zatrzymujac sie tam gdzie zastanie cie noc.. Mozna zasypiac i budzic sie wsrod przyrody.. Piekny czas.. A jeszcze piekniejszy gdy mozna go dzielic z przyjaciolmi.

Rano odkrywamy ze mamy na skodusi wspolpasazera!!! Ciekawe gdzie juz z nami byl zanim zauwazylismy jego obecnosc? Na brzegu okna wyrósł porost! Podobny jak porasta gorgańskie gołoborza -ulubil sobie przyokienna gume w skodusi! Nie wiem jaki to gatunek- ale nazwalismy go Chrobotek! Moze ktos wie jak nalezy sie opiekowac porostem aby ładnie i bujnie rósł? Podlewac? a moze wlasnie zostawic w spokoju? Ale wiemy juz, ze bedzie milym towarzyszem naszych wędrowek!





Rano w niedziele pogode szlag trafia... Sad Leje , nie chce przestac.. Musimy zwinac mokry namiot a jako ze stał na piachu to w takim stanie podwaja wage Wink

Wracajac zwiedzamy jeszcze palac we Włodowicach, gorzelnie gdzies miedzy Kozieglowami i Woźnikami i upiorna papiernie w Kaletach.

wiecej zdjec z wyjazdu:
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Zobacz profil autora
Piotrek
Administrator

Dołączył: 21 Kwi 2006
Posty: 5888
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żywiec/Sienna

Fajne to miejsce z widokiem na Mirów i Bobolice. I w ogóle ciekawy wypad z drogową wersją noclegową Very Happy
Zobacz profil autora
Re: Jura- skałkowo, jaskiniowo, nadjeziornie
Krzysztof Jaworski


Dołączył: 10 Sty 2012
Posty: 176
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Świebodzice

buba napisał:


Rano odpalamy nasz nowy nabytek- radziecka kuchenke benzynowa. Strasznie mnie cieszy owe ustrojstwo- prezentuje ten etap techniki, wytrzymałosci i topornosci jaki uwielbiam. Najbardziej podoba mi sie "ogrzewanie palnika i baczka" tzn polewanie calosci benzyna i podpalanie!! Mr. Green I herbatke mamy 5 razy szybciej niz na palniku. No i nie smierdzi gazem od ktorego mi zawsze troche niedobrze..



Aha! pominelam wazny aspekt pozyskiwania paliwa do kuchenki. W tym celu najpierw szukamy butelki po lesie. Akurat w tym przypadku brak umilowania porzadku przez naszych rodakow jest nam na reke- butelka znajduje sie nadpodziw szybko. Kolejnym etapem jest wreczenie toperzowi długiej rurki pozyskanej w sklepie akwarystycznym i nastepnie sciagniecie benzyny z baku skodusi. Toperz twierdzi, ze cala benzyne udalo sie przelac do butelki, ze nic nie wypił, ale jakis czas chodzi jednak troche zielony i z zamglonym wzrokiem.



To chyba pierwsze zdjęcie cyfrowe zrobione temu kochanemu palnikowi, które udało mi się zobaczyć. Mam dziesiątki - a widziałem setki - przedstawień poczciwej "kostki" (mówiliśmy też na to "juwel" lub "juwelek", ale to nadużycie) na fotkach czarno-białych, na ORWO-wskich przeźroczach i rzadziej ORWO-wskich negatywach barwnych, ale w wersji cyfrowej? To zdjęcie naprawdę jest pierwsze!
Chyba będę musiał odkopać swoją kostkę, zalegającą gdzieś w mieszkaniu moich rodziców. Jest gdzieś tam jeszcze inny podobny wynalazek, czyli również radziecki "Szmel" (taki większy kaliber palnika benzynowego). Przed dwunastoma laty dostał się w moje ręce szwedzki benzynowy Primus, i będąc niepewnym kondycji gumowych socjalistycznych uszczelek w kostce i szmelu, pożegnałem się na jakiś czas z nimi (no, myślę, że na jakiś czas!). Oczywiście palnik gazowy też jest w użyciu, i to chyba - hipokrytą nie będę, kłamał zatem też (poza tym Paulina sama widziałaś na Gromniku) - nawet częściej.
A sposobów rozpalania kostek jest tyle, ile ich użytkowników.Np. rozgrzewanie pojemniczka z benzyną nad innym pracującym już juwelkiem, nad ogniskiem, otwieranie zakrętki i bardzo mocne dmuchanie do środka (ale nie plucie Very Happy , tu najlepiej sprawdzali się puzoniści, saksofoniści, trębacze, ale już nie ci, co tylko na flecie). Gdy podczas dmuchania benzyna (w tym wariancie rozpalania najlepiej ekstrakcyjna) wypłynęła przez dyszę na taką lekko wklęsłą znajdującą się pod nią tackę, podpalało się ją i palnik ruszał z kopyta.
A gotowanie na palniku benzynowym jest rzeczywiście szybsze i, co nawet ważniejsze, kilkakrotnie tańsze. A o problemach wielu, gdzie w jakimś dziwnym miejscu załatwić kartusz z gazem, już nie wspomnę...


Ostatnio zmieniony przez Krzysztof Jaworski dnia Wto 12:04, 04 Wrz 2012, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Re: Jura- skałkowo, jaskiniowo, nadjeziornie
buba


Dołączył: 20 Kwi 2006
Posty: 3022
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: oława

Krzysztof Jaworski napisał:
[
A gotowanie na palniku benzynowym jest rzeczywiście szybsze i, co nawet ważniejsze, kilkakrotnie tańsze. A o problemach wielu, gdzie w jakimś dziwnym miejscu załatwić kartusz z gazem, już nie wspomnę...


Jak dla mnie na razie ta wspaniala kuchenka ma tylko jedna wade- nie odpale jej w namiocie, a gdy leje albo jest zimno zwykle tam przyrzadzalam zarcie na palniku..
No ale nie ma rzeczy bez wad Wink

Krzysztof Jaworski napisał:
[
A sposobów rozpalania kostek jest tyle, ile ich użytkowników.Np. rozgrzewanie pojemniczka z benzyną nad innym pracującym już juwelkiem, nad ogniskiem, otwieranie zakrętki i bardzo mocne dmuchanie do środka (ale nie plucie Very Happy , tu najlepiej sprawdzali się puzoniści, saksofoniści, trębacze, ale już nie ci, co tylko na flecie). Gdy podczas dmuchania benzyna (w tym wariancie rozpalania najlepiej ekstrakcyjna) wypłynęła przez dyszę na taką lekko wklęsłą znajdującą się pod nią tackę, podpalało się ją i palnik ruszał z kopyta.


Niezle!!! pomyslowosc ludzka nie ma granic!!


Ostatnio zmieniony przez buba dnia Wto 18:35, 04 Wrz 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Piotrek
Administrator

Dołączył: 21 Kwi 2006
Posty: 5888
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żywiec/Sienna

Nie zła ta kuchenka Smile.
Ja miałem denaturatową, taką niby "harcerską" Smile i wiele lat mi służyła jak się chodziło z namiotem. Jedyny problem przy wielodniowych wypadach to był zapas denaturatu. Dźwigało się po kilka litrów co można było odczuć przy i tak ciężkim plecaku (stare namioty i śpiwory swoją wagę miały!)

Ciekawe czy znacie paliwko turystyczne? To też był ciekawy patent choć nie wiem czy to nadal można kupić.
Zobacz profil autora
buba


Dołączył: 20 Kwi 2006
Posty: 3022
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: oława

Piotrek napisał:


Ciekawe czy znacie paliwko turystyczne? To też był ciekawy patent choć nie wiem czy to nadal można kupić.


esbit?? takie biale kostki? cale dziecinstwo pamietam tylko to (obok ogniska) jako sposob na przyrzadzanie zarcia na wyjazdach. Dziadek mial taka skladana kuchenke z amerykanskich zrzutow w czasie wojny i tam sie ten esbit kladlo i odpalalo.
Pare miesiecy temu wypatrzylam kostki o tej samej nazwie w sklepie turystycznym. Z kuchenka ale juz nie tak solidna jak ta dziadkowa, jakby z blaszki. Komplet kosztowal chyba 40 zl. Kupilam z sentymentu ale jeszcze nie sprawdzilam jak dziala
Zobacz profil autora
Piotrek
Administrator

Dołączył: 21 Kwi 2006
Posty: 5888
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żywiec/Sienna

Czyli jednak można teraz kupić Very Happy
Ja je pamiętam jako białe pastylki, nieco większe od Dropsów. Generalnie to dawały słaby płomień i żeby coś większego ugotować to trza było tego trochę zapalić (ale może teraz są lepsze, bardziej "czadowe" Smile ).
Były za to bardzo praktyczne, bo lekkie i wystarczyło zrobić kilka dziurek w boku puszki po paprzykarzu, na to menażka i gra gitara Very Happy
Zobacz profil autora
Jura- skałkowo, jaskiniowo, nadjeziornie
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Odpowiedz do tematu