Pożegnanie starej Wierchomli

Po usłyszeniu że gospodarz na Wierchomli, Artur, niestety odchodzi z bacówki, postanowiliśmy z Ecowarriorem że musimy go jeszcze odwiedzić. w dodatku 18 października wypadała 30 rocznica istnienia chatki, więc okazja podwójna.

w trasę ruszyliśmy w trójkę - jeszcze Sebastian. bladym świtem w piątek z Katowic do Krakowa, a potem długie godziny PKS-em to Krynicy. na szlaku znaleźliśmy się dość późno, bo ok. 13. wbrew temu czym straszono w prognozach pogody nie padało, a w miarę upływu czasu wychodziło coraz więcej słońca.

przeszliśmy przez Przełęcz Krzyżową, potem minęliśmy dolny odcinek gondolki i śmiejąc się z niesamowicie durnych tabliczek z oznaczeniami dotarlismy do schroniska pod Jaworzyną. tam postój i dalej w kierunku Wierchomli, gdzie doszliśmy gdy zaczęło się ściemniać.

piątkowy wieczór upłynął przyjemnie na siedzeniu przed kominkiem i degustacji słowackiego wina.

w sobotę rano piękna pogoda, wybraliśmy się na Łabowską. mieliśmy w planach korzystać ze skrótów, ale pierwszy skończył się połączeniem ze szlakiem po kilkuset metrach, drugi krzakami a trzeci doprowadził Sebastiana za Runek. w końcu poszliśmy normalnie. na Łabowskiej odpoczynek, zupka, piwko i wracamy. w bacówce już więcej ludzi, zjawił się Artur, połączono stoły i rozpoczęła się impreza rozpoczęta przemówieniem eco

niestety - "Wierchomlanka" okazała się zbyt mocna i imprezę skończyliśmy przed 22 w pokojach. wróciliśmy co prawda jeszcze na chwilę ok. 3 w nocy, ale to już nie to samo. rano byliśmy z eco na siebie wściekli.

w niedzielę został tylko powrót - Eco z Sebastianem do Piwnicznej, ja do Krynicy - a że znowu złapałem kontuzję kolana (tym razem drugiego), to w dół z Jaworzyny zjechałem gondolką (prawie zgubiłem tam karimatę).

A tutaj tradycyjna galeria:

[link widoczny dla zalogowanych]

strasznie dużo zdjęć z imprezy Smile

były aż 3, ale tamte jeszcze bardziej niewyraźne Razz

Miałem w sobotę plan żeby przyjść na Wierchomlę, tylko zdecydowałem się trochę późno. W piątek jeszcze trafiłem na imprezę na Bereśniku i efekt był taki, że jak doszedłem po ósmej do Piwnicznej byłem padnięty i przed dziewiątą już spałem.