 |
 | Deszczowy Luboń trochę po szlaku, a trochę nie... |  |
darkheush
Stary zgred
Dołączył: 04 Lut 2009 |
Posty: 1367 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: Andrychów (Beskid Mały) |
|
 |
Wysłany: Pon 14:23, 22 Cze 2009 |
|
 |
|
 |
 |
Pytanie nr. 1
Czyj to był pomysł?
Pytanie nr. 2
Kto zamawiał pogodę?
Pytanie nr. 3
Po jaką cholerę mi to było?
Pytanie nr. 4
Czy było warto?
Sobotnie popołudnie. Za oknem leje, a ja siedzę sobie przy kompie i przeglądam forum. Nagle, ni z tąd ni z owąd luna atakuje moje gg: "Skoczymy na Luboń?". No chyba cię stary porąbało, w taką pogodę? Ale raz zasiana myśl zaczyna kiełkować i po 20 minutach już robię zakupy, a po kolejnych 10, pakuję tobołek. O 15.30 wrzucamy mandżur do mojej fury i jedziemy do Zarytego. Parkujemy pod znajomym zielonym sklepikiem, obiecując panu właścicielowi, że jutro na pewno odbierzemy autko. Taaaaa jutro, z pewnością Leje jak z cebra, ale nic to. Szybkie beer-time i ruszamy zielonym na Luboń. Kapu kap, kapu kap, a ścieżką wesoło rwie strumyczek. Błoto miejscami po kostki. Tylko nam znanym sposobem gubimy szlak jeszcze przed wejściem do lasu, no i się zaczyna. Kolejna godzina to przedzieranie się przez chaszcze i paprocie sięgające pasa. W butach zaczyna wesoło chlupać, spodnie ponad ochraniaczami mokre od paprotek. Chwila odpoczynku. Gdzie my do cholery jesteśmy??? Na pewno na stokach Lubonia, tylko gdzie??? luna wyciąga mapę - niewiele nam to daje. Postanawiamy: po pierwsze idziemy w kierunku na północ (tam musi być jakaś cywilizacja ), po drugie jak do zmroku nie trafimy na szlak zielony lub niebieski, to robimy wycof na przełaj w dół. OK, pada tekst "bier się" i rypiemy na wprost przez las, stromo w górę. Około 19.00 wychodzimy na jakąś drogę, jak się okazuje, centralnie w miejscu połączenia szlaków zielonego i niebieskiego. No to żyjemy Kilka chwil i już suszymy się w schronisku. Okazuje się, że nie jesteśmy sami. Dociera Pietruś, jest również ekipa "Elita Mnicha" z zabrzańskiego PTTK-u. Przesympatyczni ludzie. Wieczorem mała integracja na jadalni, beer-time, cytrynówka, żołądkowa i nynu. Rano budzą mnie krople deszczu za oknem. Chyba trzeba się zbierać na dół bo nic nie zwojujemy w taką pogodę. Ale w sumie nie wiem jak to się stało, że zapada decyzja: zostajemy do jutra. Spokojnie zdążę do pracy, w końcu mam na 14 (już to widzę ) Po południu uderzamy na zakupy do Rabki, wracamy na Luboń i znów mijają leniwe godziny w schronisku. W poniedziałek rano jednak trzeba się zbierać. Pakujemy tobołki i Pietruś zwozi nas terenówką do Rabki Zaryte. Moja fura stoi nienaruszona. Meldujemy się w sklepie po odbiór auta, pan kierownik stwierdza: "Co powalczyliście???" No tak nie da się ukryć Godzinka jazdy i jesteśmy w domu.
Kilka [link widoczny dla zalogowanych], oraz [link widoczny dla zalogowanych]. Dorzucam także filmik pt. [link widoczny dla zalogowanych]
P.S. A mówią, że Luboń to takie spokojne schronisko. Nic bardziej mylnego. O mało nie zostałem ścięty
P.S.2
Odpowiedzi na pytania z początku posta:
Ad1. taki1gość i zdezerterował
Ad2. Niech się ten ktoś lepiej nie ujawnia bo maczeta jest na Luboniu
Ad3. Sam nie wiem, ale...
Ad 4. ... było jak zawsze fajnie 
|
Ostatnio zmieniony przez darkheush dnia Pon 14:42, 22 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
 |
|
 |
 | Re: Deszczowy Luboń trochę po szlaku, a trochę nie... |  |
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1
|
|
|
|  |