Forum BESKIDZKIE FORUM Strona Główna


BESKIDZKIE FORUM
"Tak mnie ciągnie do gór..."
Odpowiedz do tematu
Beskid Żywiecki we mgle, ale w dobrym towarzystwie
sprocket73


Dołączył: 05 Mar 2011
Posty: 323
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jaworzno

Kiedyś grałem w internetową grę OGAME. We wrześniu 7 lat temu szef sojuszu zarządził zlot w Zawoi. Było fajnie - chodzenie po górach i imprezowanie. Jesienne zloty powtarzamy co roku i nic nie szkodzi, że nikt nie gra już w tą grę... znajomości pozostały. Parę dni temu miało miejsce nasze siódme spotkanie.

W drodze na zlot, postanowiłem zdobyć szczyt Baków (Czeretnik) - 766 w paśmie Pewelskim. Pogodę zapowiadali nieco lepszą, ale cóż... nie zawsze trafia się na słońce, a w górach jest pięknie przy każdej pogodzie. Auto zostawiliśmy na Przełęczy Rychwałdzkiej i bezszlakowo ruszyliśmy grzbietem przez Grodzisko (z nadajnikiem widocznym na zdjęciu), a Baków jest we mgle po lewej na ostatnim planie.



Grzbiet jest mocno widokowy, ale że aura nie sprzyjała, to starałem się dostrzec piękno w tym co było bliżej. Nie padało, ale wilgotność była maksymalna. Każde żdziebełko trawy było oblepione kropelkami.
Przy okazji testowaliśmy nowe buty - przemokły, ale dopiero na sam koniec.



W tamtych stronach są niesamowite kapliczki. Ta znajduje sie na Grodzisku i jest nowa. Urządzona z rozmachem. Jedyne co mi się w niej nie podoba, to że została ufundowana z okazji rocznicy powstania kółka myśliwskiego. Nie lubię tych co zabijają zwierzęta dla przyjemności.



A ta kapliczka znajduje się w pobliżu osady Na Groń (całkiem blisko żółtego szlaku na Baków) i bardzo mnie urzekła. Z zewnątrz prezentuje sie tak:



A w środku tak:



Na jednej łączce zebraliśmy całą reklamówkę kań. Pierwsze grzyby w tym roku. Trochę nie podobały mi się te kanie, jakoś dziwnie pachniały (nie kaniowato), ale to chyba od wilgoci, były mokre jak gąbka. Zjedliśmy je potem w 10-cio osobowym towarzystwie, minęły 3 dni i wszyscy żyją... więc chyba żadna nie była sromotnikiem.



Następnie przeszliśmy żółtym szlakiem do Janikowej Grapy i dalej bezszlakowo zahaczając o skraj Mutnego i Bidaszowskiego Gronia zeszliśmy do asfaltu. Do tej pory prowadziłem idealnie. Pozostał tylko krótki odcinek do auta, ale że nie lubie chodzić asfaltem próbowałem znaleźć jakąś leśną drogę przez Barutkę. Niestety wybrana droga skończyła się szybko na domie, przy którym w małej klatce siedział przestraszony lisek. Przykro nam sie zrobiło widząc to wystraszone śliczne zwierzątko w takich warunkach.



Ale wkrótce i nasz los stał się godny pożałowania, bo przyszło chaszczować w mokrych krzakach i to dośc spory kawałek. Możecie sobie wyobrazić co na to Ukochana (ja wolę sobie nie przypominać).
Za to wieczorem, już wszyscy razem bawiliśmy się przy dużym ognisku popijając różne różności.



Drugiego dnia miała być już piękna słoneczna pogoda. Niestety prognozy się nie sprawdziły, ale i tak było fajnie. Poszlśmy sobie na Pilsko.



Po drodze mijając "piękny" element krajonrazu na Hali Miziowej, który zbojkotowałem, niestety wszyscy pozostali weszli do środka i dali zarobić.



Potem zdobylismy Pilsko. Na górze było +3 stopnie i gęsta mgła, więc bez rewelacji.
Zeszliśmy w stronę przełęczy Glinne i aby uniknąć asfaltowania do Korbielowa poszliśmy kawałek dalej szlakiem czerwonym i przed Beskidem Korbielowskim trawersowaliśmy bezszlaku na Górny Korbielów.



Znów były jakieś grzybki, całkiem smacznie wyglądały, ale tym razem nie skosztowaliśmy Wink



Przed dojściem do żółtego szlaku w Górnym Korbielowie droga zaczęła dziwnie kręcić, na szczeście tym razem mieliśmy pełne zaplecze techniczne - GPS, GoogleMaps, widok z satelity, znaliśmy swoją pozycję z dokładnością do kilku metrów i... wleźliśmy w jakieś bagniste łąki i wąwozy. Ale że prowadził szef sojuszu, a nie ja, to Ukochana tym razem nie miała większych zastrzeżeń - dziwne są kobiety.



A wieczorem znów impreza, tym razem opanowaliśy altankę, grilowaliśmy i nierozsądnie mieszaliśmy alkohole (poszło między innymi moje 15-letnie wino domowe ze śliwek węgierek). Męczący wyjazd...
Ostatniego dnia w połowicznym składzie (5 osób) poszliśmy sobie na Rysiankę. Pogoda miała być cudowna... ale znów się nie sprawdziła
Przy niebieskiem szlaku od Sopotni jest tak biedna kaplisia, że nawet Jezus uciekł z krzyża.



Romanka jak zawsze jest dla mnie miejscem pełnym magii i uroku.



Kiedykolwiek tam jestem, pochłania mnie klimat tego miejsca... i potem muszę gonić resztę grupy.



Przy schronisku nadciągnęły czarne chmury ala armagedon. Myślałem, że sypnie gradem, ale tylko postraszyło. Na zdjęciu Wielki Chocz.



Nigdy nie schodziłem z Rysianki niebieskiem do Sopotni. Szlak mnie pozytywnie zaskoczył, bardzo ładny. Na koniec trochę asfaltu, ale mieliśmy zapewniony transport.



Ostatnio każdy wyjazd w góry dopasowujemy do pogody. Teraz terminu nie dało się przesunąć ze względu na większą ilość osób, ale potwierdziło się, że nawet jak nie ma dobrej pogody, to warto spędzić parę dni w górach Smile
Zobacz profil autora
Piotrek
Administrator

Dołączył: 21 Kwi 2006
Posty: 5888
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żywiec/Sienna

Mgliste góry też swój urok mają Smile
Rejony Bakowa, Gachowizny i.t.d. to wart odwiedzenia zakątek. Rzadko turyści tu zaglądają a przy dobrej pogodzie jest naprawę sporo ładnych widoków. Miej na uwadze w planach te tereny Smile
Zobacz profil autora
Beskid Żywiecki we mgle, ale w dobrym towarzystwie
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Odpowiedz do tematu