Forum BESKIDZKIE FORUM Strona Główna


BESKIDZKIE FORUM
"Tak mnie ciągnie do gór..."
Odpowiedz do tematu
Beskid Żywiecki 26-28.12.2011
seb_135


Dołączył: 28 Wrz 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Opole

Napakowani świątecznym napięciem, wigilijnymi i powigilijnymi potrawami, postanowiliśmy wybrać się na rozprostowanie kończyn i zrzucenie paru kilo w Beskid Żywiecki.

Wieczorem 25. nie udaje się spotkać, bo ciągle jesteśmy przytłoczeni brzemieniem spraw, więc schodzą się nasze drogi dopiero rano, u mnie. Dopakowuję ostatnie potrzebne rzeczy i wydobywamy się na niegościnny, mokry, całkowicie bezśnieżny gościniec zwany ulicą Ozimską. Na dworzec docieramy z niejakim wyprzedzeniem, więc spokojnie kupujemy bilety i robimy "pociągową sesję"...




...jeszcze przed wyruszeniem.
Jednakże pociąg już tymczasem był ruszył i pokonuje dzielnie kolejne kilometry. Po czasie niedługim przesiadamy się w Gliwicach w szynobus na Katowice, gdzie nie udaje nam się znaleźć otwartego sklepu, bo dzień święty święcić należy. Nawet McDonald's jest zamknięty!
Kręcimy się trochę w kółko, jednak, gnani zimnem, decydujemy się dojechać do Bielska-Białej, by tam szukać dalej lub po prostu poczekać na pociąg do stacji docelowej w nieco przyjaźniejszym (czytaj: cieplejszym) niż dworzec w Katowicach.
Po dotarciu kontynuujemy przez ponad godzinę jałowe poszukiwania czegokolwiek otwartego, jednak w końcu trafiamy na umiejscowiony przy stacji benzynowej sklep "Lewiatan". Tam to zakupujemy prowiant, który pozwoli nam utrzymać się przy życiu przez najbliższe dni, bo, jak mówią, "na graniach sklepów spożywczych nie ma". Zwiedzamy też otwarte, lecz świecące pustkami, centrum handlowe Sfera.
Ostatecznie na kilka minut przed odjazdem sadowimy się w wygodnych siedzonkach Regio na Zwardoń i pochłaniamy śniadanie i z racji, że minęło południe, nie ujmując swemu dżentelmeństwu, próbujemy Tatry Grzaniec. Niespecjalnie podchodzi. Do tej pory cały dzień stoi pod znakiem totalnej zmuły i nijakości. Na niebie chmury, światła słonecznego jak w akwarium. Właśnie, bo od niedawna jestem szczęśliwym posiadaczem akwarium z żółwiem. Może stąd to porównanie.
Przynajmniej wjeżdżamy w tereny pokryte śniegiem.



W końcu udaje się wykaraskać z pociągu na stacji Rajcza...



...skąd wyruszamy w stronę Wielkiej Przygody. Około dziesięciu kilometrów pokonujemy po asfalcie, straszliwie na zmianę ciągnięci przez Kofu.



W Ujsołach zwiedzamy przybytek zwany "Niebieska"...



...gdzie miejscowi bardzo chcą udowodnić, że mój pies jest prawdziwym wilkiem; szopkę z żywym inwentarzem...



...i zmierzamy w stronę ostatecznego celu, którym jest Bacówka na Krawców Wierchu. Po drodze jeszcze ostatnia wieczerza na dosyć solidnym przystanku PKS i przez Jastrzębie wspinamy się, początkowo drogą, by później odbić na leśne dukty. Z racji tego, że praktycznie od samego początku idziemy po ciemku a obaj spaliśmy po kilka godzin poprzedniej nocy, problemy z koncentracją są duże. Rzeczony zakręt oczywiście przeoczamy i przez jakiś czas wspinamy się po śladach, które po jakimś czasie jednak identyfikujemy jednak jako zwierzęce. Z zawracaniem też średnio, więc stwierdzam, że mniej więcej wiem, gdzie jestem, wyciągam kompas i śmigamy przez zaspy po kolana do niewiadomogdzie. Po kilku zwątpieniach okazuje się to słuszną strategią, bo docieramy z powrotem do ścieżki, skąd do Bacówki już prosta droga jak z bicza trzasł. Światła Bacówki...



...napawają spokojem i ulgą. W jadalni dochodzi do sprzeczki między psami i małego nieporozumienia. Otóż, biorę siedzącego tam kolegę za właściciela psa i, dość obcesowo, domagam się jego okiełznania. Jak się później okazuje, pies jest przybłędą. Głupio mi i przepraszam.
Meldujemy się w pokoju i bez sił, naprawdę potwornie zjebani, uderzamy w kimę.

27. grudnia

Poranne widoki nie zachęcają do spacerów...





...bo się okazuje, że trafiliśmy na odwilż i za dużo się nie naoglądamy widoków dzisiaj. W dodatku śnieg jest mokry i ciężki, buty przemakają błyskawicznie. Całkowicie osamotnieni przez kilka godzin obcujemy z kapiącym lasem. Pies jest w swoim żywiole a my co jakiś czas stajemy zasłuchani. Zewsząd kapanie.
Plan na dzień zakłada dotarcie na Pilsko, powrót do Trzech Kopców i stamtąd na Halę Boraczą, jednak, w razie braku szans na realizację powyższego, rezygnację z Pilska.
Mijamy Grubą Buczynę, Wielki Groń i Wilczy Groń. Na Trzech Kopcach...



...krótki popas i już wiemy, że napieranie na Pilsko nie ma najmniejszego sensu. Wprawdzie w przewidzianym czasie się zmieściliśmy, jednak sił kosztowało to niewspółmiernie dużo i jaka jest przyjemność w ślizganiu się po mokrym śniegu przez jedenaście godzin?
Odbijamy więc od razu z Trzech Kopców na Halę Rysianka, gdzie zasiadamy na odpoczynek i strawę.



Ma też miejsce dziwna sytuacja, bo dzwoniłem tam przed wyjazdem, próbując zarezerwować nocleg i mówili, że miejsc nie ma. Tymczasem, podczas gdy jemy, do recepcji podchodzi para i dostają pokój od ręki. Trochę się czuję urażony. Cóż.
W związku z rezygnacją z uderzania na Pilsko mamy więcej czasu, więc przenosimy się tylko o kilkanaście minut w czasoprzestrzeni na Halę Lipowską, gdzie, po uprzednim upewnieniu się, że pies nie przeszkadza gościom, przy Brackim, przepędzamy czas do zmroku a nawet i nieco dłużej. Dyskutujemy nad rozwagą w górach.



Wychodząc w stronę Hali Boraczej kawałek idziemy w niewłaściwą stronę, jednak w końcu odnajdujemy właściwą drogę. We śniegu wszystkie drogi wyglądają tak samo... Zielony szlak w stronę Boraczej jest naprawdę przyjemny (może dlatego, że cały w dół Razz). Jednak kaniony i eksponowane półki to na tej wysokości rzadkość. Aż szkoda, że jest ciemno. Chociaż, z drugiej strony, może to i dodaje piękna i tajemniczości? Qui pro quo, jak to mówią.



Po drodze mamy jeszcze jedną przygodę. Otóż, na jednym rozwidleniu wybieramy niewłaściwą odnogę i dochodzimy do jakiejś prywatnej zagrody. Początkowo, myśląc, że to może schronisko, zbliżamy się, jednak przepłasza nas biegający luzem koń. Po powrocie do rozwidlenia, odnajdujemy już właściwy szlak...



Zanim udaje się dotrzeć na miejsce, trafiamy najpierw do prywatnego domu, gdzie bardzo przestraszam małą dziewczynkę, pukając w okno. Zawołany starszy brat jednak wskazuje nam drogę
W schronisku nie ma żywej duszy i gospodarzy odnajdujemy w drewutni. Stamtąd kierują nas do głównego wejścia. Bardzo miła pani otwiera specjalnie dla nas bar i nalewa po piwie, ciepłej wody pod prysznicem ile dusza zapragnie. Schronisko jak najbardziej godne polecenia. Zjadamy kolację...



...i idziemy spać...



28. grudnia

Nad ranem pogoda już jest dużo lepsza, widoczność przekracza kilkanaście metrów...



...żegnamy więc gościnne progi...



...i zmierzamy ku Milówce...



...gdzie kupujemy bilety, idziemy na bardzo niesmaczną, surową wręcz pizzę, zakupujemy prasę i czekamy na pociąg, który powiezie nas ku rodzinnym stronom.



Jak na ironię, podczas drogi powrotnej, po raz pierwszy wychodzi słońce.



Po przesiadkach w Katowicach i Gliwicach, w domu meldujemy się wieczorem.

wszystkie zdjęcia tu:
[link widoczny dla zalogowanych]
Zobacz profil autora
100krotka


Dołączył: 11 Lut 2011
Posty: 393
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Beskid Śląski


Kofu faktycznie przypomina wilka Smile
Fajna wycieczka, szkoda tylko, że pogoda nie była lepsza...
Zobacz profil autora
Piotrek
Administrator

Dołączył: 21 Kwi 2006
Posty: 5888
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Żywiec/Sienna

Pogoda jak marzenie Wink
Ale trasa bardzo fajna i pies dzielny!
Zobacz profil autora
Beskid Żywiecki 26-28.12.2011
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Odpowiedz do tematu