Beskid Sądecki - Pieniny Małe - Beskid Sądecki 03-05.06.2011 |
ecowarrior
|
03.06.2011
Planowałem, kombinowałem i w końcu zdecydowałem. Tym razem Pieniny Małe i Beskid Sądecki z kropką nad „i” w Chatce pod Niemcową, chatce pamiętającej mnie sprzed kilku lat, gdy wśród śniegu i mrozu płonęło ognisko III Zlotu Beskidolubów.... Wyjazd zapowiada się mało optymistycznie, siedzę spocony w pracy, koszula nieprzyjemnie klei się do ciała, za oknem skwar i duchota, a przy biurku kusząco spoglądający plecak, który zdaje się szeptać: „eco, spiesz się, w życiu nie dojedziesz do Szczawnicy”. Koniec końców zwalniam się z pracy o godzinkę stosując w ubikacji manewr przeobrażenia z Pana Andrzeja w ecowarriora. Dziś jedynym rozsądnym wyjściem dojazdu do Szczawnicy wydaje się łapanie stopa. Tak też czynię. Po paru niefortunnych próbach, parunastu bluzgach i parudziesięciu kurwowaniach na los i, wybacz Boże, przejeżdżające istoty ludzkie ostatecznie udaje się coś wychwycić na Krapkowice gdzie około 16:30 wskakuję na autostradę zatrzymując przejeżdżającego tirowca. Mam farta, niemiłosiernego farta. Kierowcom okazuje się być Piotrek mknący gdzieś z Czech na Katowice. Wita mnie słowami: „kolego czuj się jak u siebie, tutaj jest jedzenia tam woda mineralna, cola, a w lodówce zimne piwko” Kilometry powolutku mijały, dyskusje niespiesznie trwały i jakoś zeszliśmy na temat życia osobistego w którym jedną z swych wypowiedzi skwitowałem krótkim: „tak trochę to była i moja wina”. I w tym właśnie momencie mentorskim tonem zostaję pouczony, że „wszelkiemu niepowodzeniu mężczyzn są winne i wyłącznie kobiety oraz ich matki, bo źle uczyły za młodu” Tak czy owak nowo poznany kolega załatwia mi przez siwi-radio przesiadkę, którą to praktycznie dojeżdżam do samej Szczawnicy. Tam witam się z Grzesiem, przepłukujemy gardła i czym rychlej, przytłoczeni miejskim gwarem, umykamy do schroniska pod Bereśnikiem, gdzie przy tlącym się ognisku siedzą jedyni turyści: Słoniu i Iwona. Kuszeni smażonymi kiełbaskami oraz toaścikiem domowej roboty Metaxy dosiadamy się tworząc czteroosobowy kolektyw Czas umyka sympatycznie i szybko, zdecydowanie za szybko, niczym chłodne piwo przy duszącym, porannym kacu. Przy akompaniamencie gitar i szantowo-górskich piosenkach dyskutujemy o wędrówkach, żeglarskich wojażach, czy też sympatycznych knajpkach Krakowa. Nie wiedzieć kiedy a zbliża się 3 przed którą to udajemy się na spoczynek. 04.06.2011 05:00 – zgodnie z wcześniejszym planem wstaję pospacerować i powitać budzący się dzień. Uwielbiam zapach poranka, świeżego powietrza tuż po świcie, które nie jest jeszcze zmącone spalinami i zneutralizowane słonecznym skwarem (szkoda tylko, że tak rzadko korzystam z owego dobrodziejstwa). Przede mną wyłaniają się pojedyncze górskie masywy na tle pomarańczowego nieba, gdzieniegdzie wysepki starające się wydostać z uścisków porannych mgieł czy też parujące w oddali łąki. Słowa piosenki Dżemu „chwila, która trwa może być najpiękniejszą z twoich chwil” nabierają realnego kształtu, wydają się być nieśmiałą próbą zdefiniowania kłębiących się w mej głowie myśli. Po spokojnym śniadanku schodzimy do Szczwnicy gdzie uzupełniamy zapasy i stosując skomplikowane manewry wyprzedzania turystów oczekujących na wyciąg mkniemy na Palenicę. Słońce skwarzy, chmur zbyt wiele nie ma jednak parujące powietrze wczorajszej ulewy skutecznie niweczy widoki na Tatry, które co jakiś czas starają się nieśmiało zaprezentować swe piękno. Z rozkojarzenia wybija mnie spokojny i optymistyczny głos Grzesia : „Andrzej, zapraszam na piwo” Skutkiem postoju na Palenicy zapada decyzja zdobycia w tym roku Rysów. Z schłodzonym podniebieniem i nowym planem mkniemy przez Szafranówkę na Wysoki Wierch. U nas słońce i skwar, w Tartach deszcz i chmury. Pieninska pogoda dopisuje. Zdrowa, obfita zieleń, bogaty asortyment przeróżnych kwiatów, pasące się krówki i owce, gdzieniegdzie przebiegający pies pasterski czy spieczony słońcem baca wypiekający oscypki. Urokliwie. Przy Wysokim Wierchy łapie mnie chwila zadumy, wracam do złocistej jesieni 2008r, gdy przy niknących promieniach słońca przemierzałem ten odcinek szlaku wraz z Elą, Xagą i Kerajem. Nieopodal schr. pod Durbaszką, przy pasterskiej bacówce, robimy przerwę na potężnego oscypka zapijanego domowym winem. Trochę dyskutujemy o piłce nożnej, porannym i wieczornym bieganiu, pozwalającym utrzymywać kondycję pomiędzy górskim wojażami czy też urodziwych białogłowych, które, daj Boże, sympatycznie byłoby dziś poznać W schronisku się nie zatrzymujemy. Pieczątka, odznaka, jakiś lament zrezygnowanego turysty, że nie sprzedają piwa (ha, a było trzeba przeprowadzić wywiad środowiskowy i wziąć na zapas ) a następnie ku Durbaszce. Tam rozpoczynającą się sielankę raptownie przerywają głuche grzmoty, które nieubłaganie mkną w naszą stronę Zbieramy się i czym prędzej ruszamy ku Wysokiej, mieszczącej się na granicy polsko-słowackiej, będącej jednocześnie najwyższym szczytem całych Pienin i Pienińskiego Pasa Skałkowego. Na platformę widokową dochodzimy samotnie, turyści już dawno poznikali. Wokół rysują się pejzaże przywołujące na myśl wizje apokalipsy, przejawiające się nagłym zanikiem światła, głuchymi grzmotami i południowo - wschodnim wiatrem, przypominającym wściekle budzących się do życia pradawnych słowiańskich bogów. Zostajemy oszczędzeni, burza i gradobicie przemyka bokiem a my tymczasem kierujemy się do Wąwozu Homole, gdzie, spod bazy namiotowej skpb dochodzą przyjemnie łechtające wyobraźnię zapachy ogniska. Dziwnym się wydaje przedwczesne otwarcie pola namiotowego. Jak się okazuje SKPB Łódź obchodzi XXX-lecie istnienia, skutkiem czego młodzież, i nie tylko, przyjechała uczcić chwalebną tradycję górskiej przygody swego Koła. Schodząc „polskimi Hornymi i Dolnymi dierami” wspominamy zeszłoroczną wyprawę przez wąwozy Malej Fatry. Szumiące potoki, śpiew ptaków, zieleń, kwiaty, brak turystów pozwala wyzwolić spokój i zadumę nad otaczającą nas przyrodą oraz ulotnością chwili, która za kilka dni, tygodni, lat będzie jedynie fotograficznym wspomnieniem, podróżą w przeszłość, młodego turysty, ojca czy też dziadka, z łezką w oku wspominającego dawnych przyjaciół, współtowarzyszy dzikiej przygody i wypraw zamierzchłych czasów. W Jaworkach dokonujemy przyspieszonych zakupów i prowadzeni węchem docieramy do naszego małego nieba - smażalni pstrągów Rozwodzić się nad bukietem smaków, które zaatakowało nasze podniebienia byłoby pastwieniem się nad drogimi Forumowiczami. Powiem jedynie, że tak wybornie usmażonej i podanej rybki dawno nie jadłem. Skutkiem uzupełniona sił znakomitą strawą oraz napitkiem bez chwili zawahania rozstajemy się z dwudziestozłotowymi banknotami i chyżo ruszamy ku Wielkiemu Rogaczowi. W okolicach Ruskiego Wierchu rozkoszujemy się ostatnimi ukośnymi promieniami złocistego słońca, topiącymi się nad białawą powłoką jaworskich mgieł. Znużeni wędrówką do Chatki pod Niemcową docieramy około 23. I tam czeka nas miła niespodzianka. Wokół płomieni wieczornego ogniska, przy dźwiękach gitar, dzielnie wspieranych piosenką turystyczną, trafiamy na wesołą ekipę z Krakowa, która to przywędrowała na Niemcową celem obchodzenia kolejnej „18” Asi Zrzucamy plecaki i częstowani kolejnymi kieliszeczkami rozpoczynamy wielogodzinne dysputy nt m.in. górskich wędrówek, morza, pieczątek, studiów, autostopowych podróży, planów i marzeń na przyszłość czy zbliżającego się Festiwalu Piosenki Turystycznej KROPKA w Głuchołazach. O 24 odśpiewujemy „sto lat”, składamy życzenia solenizantce i wracamy do urodzinowego ciasta Ni stąd, ni zowąd zaskakuje nas ciemnoczerwona łuna zwiastująca leniwie nadciągający świt. Nie pozostaje nam nic innego aniżeli odśpiewanie „czwartej nad ranem”, po czym powolutku, jedni za drugimi udajemy się na zasłużony spoczynek. Oczęta zamykamy na łące, naprzeciwko wschodzącego słońca, otuleni bagażem wspomnień i nowo poznanych znajomości, pośród delikatnego szemrania porannej rosy oraz śpiewu budzących się ptaków. 05.06.2011 Około 08, przygaszeni kończącym się wypadem schodzimy do Piwnicznej, a raczej taki mamy zamiar. Przysmażani niemiłosiernym skwarem, nie wiedzieć gdzie i jak odbijamy na Kosarzyska, skąd sprawnie dostajemy się do Nowego Sącza, Krakowa i w końcu domu... Dziękuję współtowarzyszowi wędrówki, przyjaznym stopowiczom, którzy może kiedyś przeczytają me wspomnienia oraz gronu wspaniałych osób z Bereśnika i spod Niemcowej za umożliwienie dotarcia do celu, pełną wesołych przygód i anegdot trasę, mile spędzone wieczory, wspólne rozmowy, przyśpiewki, wsłuchiwanie się w dźwięki gitar, wpatrywanie w płomienie ogniska, senne oczekiwanie poranka, wyborne ciasto oraz zielonkawe kieliszeczki Do zobaczenia gdzieś i kiedyś... [link widoczny dla zalogowanych] |
||||||||||||||
Ostatnio zmieniony przez ecowarrior dnia Nie 10:32, 19 Cze 2011, w całości zmieniany 4 razy |
taki1gość
|
Miło było znów zobaczyć znane tereny. Nawet wirtualnie |
||||||||||||||
|
Pete
|
Cóż za sentymentalna opowieść. Miło się czytało i wracało do znajomych miejsc...
|
||||||||||||||
|
Beskidus
Administrator
|
Fajnie inwersja pogodowa wygląda
|
||||||||||||||
|
Wiolcia
|
Świetna wyprawa, ta różnorodność pogodowa fajnie wyszła zdjęciom, tylko coś czuję po relacji i podpisach, że jakiś kryzys wieku średniego się szykuje, bo tak jakoś jest nostalgicznie i melancholijnie . Też tak miałam ostatnio, gdy przeglądałam zdjęcia górskie sprzed lat, jeszcze zwykłą pstrykawką zrobione.
Ale pocieszające jest to, że przynajmniej tirowcy zawsze zabiorą klnącego i czekającego na poboczu turystę |
||||||||||||||
|
ecowarrior
|
Dzięki, pogoda faktycznie rewelacyjna, dzięki jej zmienności mieliśmy możliwość podziwiania niecodziennych okoliczności przyrody
Ostatnio jakoś mnie tak chwyciło i ciągle się za mną skrada nostalgiczne podejście do tego co piękne i wyjątkowe, bo jak to zaśpiewał swego czasu pewien stateczny pan "w życiu piękne są tylko chwile"
Już powoli nie potrafiłem panować nad mimiką twarzy i udawać pogodnego, jedna czy dwie chwile a plugastwa i skry z oczu byłyby czytelne na całym ciele, a tym samym dojazd w góry zupełnie uniemożliwiony.Ale jak to napisałaś, na tirowców zawsze można liczyć |
||||||||||||||||
Ostatnio zmieniony przez ecowarrior dnia Nie 14:23, 19 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz |
Re: Beskid Sądecki - Pieniny Małe - Beskid Sądecki 03-05.06. |
Ariel Ciechański
|
Andrzeju, a Remik jeszcze pod Bereśnikiem urzęduje?? |
||||||||||||||||
|
ecowarrior
|
Generalnie tak, z tym, że w tym okresie był akurat w dolinach
|
||||||||||||||
|
Pudelek
Ogarniacz kuwety
|
pocieszające jest to, że wiesz jak biegną granice pasm górskich - gdyby to był np. zlot góry-szlaki, to by pewno w tytule było, że odbył się tylko w Pieninach
|
||||||||||||||
|
taki1gość
|
hehe
|
||||||||||||||
|
ecowarrior
|
Gdybyś był trochę młodszy to bym napisał "nie ucz ojca dzieci robić"... Zresztą takiego klopsa to byś z pewnością nie podarował A co do zlotu w Pieninach to hmmm, cóż, najlepszym zdarzają się "drobne" pomyłki |
||||||||||||||||
Ostatnio zmieniony przez ecowarrior dnia Nie 22:05, 19 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz |
Re: Beskid Sądecki - Pieniny Małe - Beskid Sądecki 03-05.06. |
Piotrek
Administrator
|
Dosłownie to widzę, prawie jak scena z "Hong Kong Fuji". Czad Szef chyba nie ma z tobą lekko |
||||||||||||||||
|
ecowarrior
|
Wolę nie pytać
|
||||||||||||||
|
buba
|
podczas ostatniego wyjazdu te slowa wciaz mi graly w glowie... i nie moglam sobie przypomniec czyja to piosenka...
niezmiennie podziwiam ludzi ktorzy pija i imprezuja do 3 a potem o 5 wstaja na wschod slonca!! ja do nich niestety nie naleze, ale niesamowicie zazdroszcze hartu ducha!!!
grzes to zawsze cos madrego wymysli!!!! [link widoczny dla zalogowanych] nie baliscie sie ze wam je ktos za..teguje?? [link widoczny dla zalogowanych] pogoda wam niezle przedstawienie zafundowala! [link widoczny dla zalogowanych] biegnac na oslep pewnie nawet nie zauwazyli... [link widoczny dla zalogowanych] dopiero na tym etapie wedrowki??? [link widoczny dla zalogowanych] ja bym wybrala ta drewniana wanne [link widoczny dla zalogowanych] odblaskowo zielone??? co to bylo?? |
||||||||||||||||||||
|
ecowarrior
|
Witamy po powrocie z kolejnych ukraińskich wojaży
Szczerze mówiąc nawet mi to przez głowę nie przemknęło. Nadciągała potężna nawałnica i większość osób już dawno uciekła w doliny...
Moje napady są notoryczne
Wierzę, też mi to przemknęło przez głowę, ale pływały tam jakieś dziwne, glutowate, niezidentyfikowane okazy nie wiadomo czego
A to już wyższa szkoła jazdy Z tego co pamiętam krakowska kompania posiadała kieliszeczki, które pod wpływem alkoholu barwiły się na zielono |
||||||||||||||||||||||
|
Beskid Sądecki - Pieniny Małe - Beskid Sądecki 03-05.06.2011 |
|
||
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2004 phpBB Group
phpBB Style created by phpBBStyles.com and distributed by Styles Database.
Powered by phpBB © 2001-2004 phpBB Group
phpBB Style created by phpBBStyles.com and distributed by Styles Database.