Forum BESKIDZKIE FORUM Strona Główna


BESKIDZKIE FORUM
"Tak mnie ciągnie do gór..."
Odpowiedz do tematu
Beskid Mały i Śląski 25-27.04.2011
seb_135


Dołączył: 28 Wrz 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Opole

Nienawidzę zaczynać. Święto Lasu. Bobry. Chrzest Polski.

prolog, wieczór 24 kwietnia, niedziela, Dzień Zmartwychwstania (?)

Wyjazdy z Bartkiem mają jakąś taką specyfikę, że zazwyczaj wiążą się nierozerwalnie z zalewaniem pały. Zaraz po spotkaniu idziemy do sklepu zakupić alkohol jakiś, by później przy rozmowie o rzeczach Ważnych i Mądrych ów spożyć. Po dotarciu na krawędź prawdopodobieństwa porannego wyjazdu, udaje nam się odepchnąć żądzę wypicia wyjętej z zamrażalnika miodówki i idziemy spać.

poniedziałek

Tym bohaterskim wyczynem udaje nam się zafundować sobie tylko lekki dyskomfort i ćmienie pod czaszką zamiast rzygania do osiemnastej. Wpół do dziewiątej wyrywamy się z łóżek, czynimy ostatnie poprawki sprzętowe i, zjadłszy płatki, wyruszamy. Dość żwawo wyjeżdżamy z centrum kierując się na Grudzice i na tamtejszej stacji dopompowujemy koła i smarujemy łańcuchy. Coś powinno się okazać jednak się nie okazuje i będzie miało to wpływ na późniejsze wypadki. Wcale niezłym tempem docieramy najpierw do Strzelec Opolskich, gdzie kupujemy plastikowe noże i prowiant na śniadanie i dalsze posiłki a później przez Pyskowice i Toszek do Gliwic. Nudzi mnie już ten odcinek jak flaki z olejem się ciągnąc bardzo. Tam robimy kolejne zakupy, dostając puszkę pepsi za płatność kartą PayPass. idziemy też do McDonald's, na które czekaliśmy już od Strzelec. Dalej trudny do zniesienia psychicznie, skomplikowany wyjazd na Knurów i Orzesze. Łapie nas deszcz a później, jadąc po mokrym, bardzo obryzgujemy sobie dupy.

bartek: kurde, czemu nie mam błotników?!

W Ornontowicach po raz kolejny zaczyna padać, tym razem naprawdę urywając chmury. Decydujemy się przeczekać to w, okupowanym już przez podobnie myślących panów, przystankowym zadaszeniu. Wdajemy się w krótką rozmowę i żegnamy, gdy się przejaśnia. Dalej mijamy Orzesze i kierujemy na Kobiór, dużo szybciej niż byśmy się tego spodziewali. Później, rozumiejąc, że noc będzie potwornie zimna, rozbijamy namiot by złapać choć parę godzin snu. Na kolację kiełbaski z ogniska i czerstwiejący już powoli chleb.

wtorek

Druga trzydzieści. Godzina, o której już dłużej nie możemy znieść zimna i wybiegamy co prędzej złożyć namiot i rozgrzać się jadąc. w ciemnej mgle przecinanej światłami naszych lamp wyjeżdżamy w stronę Międzyrzecza by, minąwszy Sołę, dotrzeć do Kętów. Po drodze mijamy też rozbawioną świątecznie w dyskotece młodzież i starość. Drogę pamiętam jak przez mgłę z doświadczeń przeszłych, więc nie gubimy się a przy powoli wstającym słońcu, docieramy do stacji benzynowej w Nowej Wsi, gdzie ongiś wyrwaliśmy z Maćkiem wentyl z opony kombinerkami, a teraz zjadamy śniadanie i dokonujemy porannej toalety. Dalej Kęty i, za rozjazdem na Porąbkę, coraz ładniejsza droga na Międzybrodzie Bialskie z tamą na Sole między jeziorami i śniadanie. Kupujemy pasztet z borowikami, niezbyt smaczny. Tempo siada nam drastycznie, co rusz obracając się przez ramię widzę Bartka gdzieś na horyzoncie, więc obaj jesteśmy solidnie zmęczeni, zwłaszcza psychicznie. Po dotarciu do Czernichowa ruszamy niebieskim w stronę Czupla, zostawiając rowery pod szkołą podstawową. Szlak jest dość stromy i daje lekko się odczuć, jednak zgodnie z planem, około dziewiątej docieramy na szczyt. Stamtąd tradycyjnie fotki na przełom jezior i tamę, chwila kontemplacji na ławce, odpoczynek dla stóp i z powrotem w dół. Rowery czekają, więc wsiadamy na nie. Próbujemy upolować jakiś większy posiłek, jednak pizzeria jest zamknięta. Zmierzamy do Żywca i tam w centrum znajdujemy przyjemną jadłodajnię, gdzie najadamy się wcale nieźle i niezbyt drogo.
Po krótkiej burzy mózgów decydujemy się nie jechać jednak do Zawoi zdobywać Babią Górę, tylko od razu uderzyć na Szczyrk. Będziemy później jeszcze roztrząsać tę decyzję. Na drodze 69 mijamy kilkukilometrowy korek. Ogólnie, jedzie się beznadziejnie i nadal potwornie wolno. Wpadamy do Żabki, pod którą znajduje się pomnik mówiący "oddali życie za PRL" aż w końcu, boczną drogą, docieramy do Szczyrku. Tam lokujemy się w pierwszej lepszej knajpie, później meldujemy w lokalnym PTSMie, by, zakupiwszy cztery piwa, wyruszyć na Skrzyczne. Przy zapadającym zmierzchu zatapiamy się w rozmowie o celibacie i innych sprawach, więc idzie się przyjemnie aż ni stąd ni zowąd, wychodzimy ponad chmury. Na szczycie robimy sobie braterskie zdjęcia i wchodzimy do schroniska. Drogo tam. Dostajemy zniżkę na piwo, więc płacimy sześć złotych zamiast ośmiu. Dyskutując o tym i owym spędzamy trochę czasu i orientujemy, że już prawie dwadzieścia godzin jesteśmy na nogach. Lekko już zawiani żegnamy się z gospodarzem i natychmiast po wyjściu gubimy szlak w polu wrzosów. Bartek wchodzi obunóż do potoku.

seb: skoro i tak już zgubiliśmy szlak, to idźmy pod całym tym wyciągiem.
(i po chwili): widzisz, góry i alkohol to złe połączenie!

Bardzo jest stromo i niewygodnie, jednak dzielnie docieramy do pośredniej a później dolnej stacji wyciągu i, ostatecznie, hotelu, który (Bartek) "świeci się jak psu jaja". Buty mamy już obaj doszczętnie przemoczone. Po drodze jeszcze wpadamy do knajpy zobaczyć końcówkę meczu LM i podyskutować z miejscowymi o piłce nożnej. Później żegnamy się ładnie i, kupując jeszcze po drodze chipsy, docieramy do PTSM. Na korytarzu słychać odgłosy zaplątanego knura. Po dwudziestu dwóch godzinach na nogach, zapadamy w sen, przerwany dopiero nazajutrz o 12.

środa

Promienie popołudniowego słońca oświecają nasz wyjazd i śniadanie przy lokalnej cukierni. Rozpoczyna się podjazd w stronę Wisły, więc pocimy się i mozolimy niemiłosiernie.

bartek: (później) to było tak. wrzucałem 2x5, 2x3, 1x5, 1x3, 1x1 i i tak nie mogłem jechać. chciałem w amoku rzucam tym rowerem.

Po dotarciu na przełęcz chwile odpoczywamy i rozpoczynamy zjazd. I przez ten moment jestem bezwzględnie szczęśliwy a wszystko inne schodzi na dalszy plan. Nawet autobus, który trochę mnie przestrasza, wyjeżdżając niespodzianie zza zakrętu. W ogóle, zawsze się na wiosnę zastanawiam jak mogłem rok wcześniej tak szybko zjeżdżać, bo teraz rozpędzam się najwyżej do 50 km/h. A później i tak zawsze biję rekord prędkości. Czy i w tym roku się uda? Poprzeczkę postawiłem dość wysoko. Między Wisłą a Skoczowem zjeżdżamy na stację benzynową zjeść śniadanie i wówczas Bartek zadaje ważkie pytanie:

bartek: do ilu ty pompujesz opony?

Po dokonaniu niezbędnej w tej kwestii poprawki już jedziemy kosmicznie. Gdy obracam się i widzę go siedzącego na kole, aż chce się jechać! Przez Skoczów do Żor docieramy nie zwalniając prawie poniżej 30 km/h. Tam, w Auchan zjadamy pizzę i ciśniemy na Rybnik.

seb: za każdym razem się gubię w Rybniku i przejeżdżam inną drogą.

Ostatecznie docieramy do Elektrowni, gdzie zlatują się do nas chmarami muchy, dosłownie nie dając oddychać.

bartek: ciekawe jak by wyglądała ta wyprawa jakbym napompował opony...?

Przy zapadającym zmierzchu docieramy do Rud, Kuźni Raciborskiej, gdzie za pozostałą złotówkę kupujemy wodę. W Lubieszowie, akurat w miejscu, gdzie się zatrzymujemy, znajdujemy dogodną na postój ławeczkę w sąsiedztwie napisu "Lubieszów Wita". Miło. W Kędzierzynie Bartek sugeruje, aby resztę trasy pokonać pociągiem, ale wszystkie już o tej porze wymarły. Idziemy więc na kolację do McD i ruszamy w dalszą drogę. Kierujemy się na Zdzieszowice i Gogolin a trasa upływa szybko, okraszona rozmową o polityce. Za autostradą jeszcze jeden postój, gdzie już zaczynamy się rozpaczliwie śmiać z różnych rzeczy. Do Opola wpadamy przez nowy wiadukt na Struga, zjadamy hot-dogi na stacji benzynowej i rozjeżdżamy do domów.

zdjęcia:
[link widoczny dla zalogowanych]

i też:
[link widoczny dla zalogowanych]
Zobacz profil autora
Beskid Mały i Śląski 25-27.04.2011
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Odpowiedz do tematu