 |
 | Nízký Jeseník i Zlatohorská vrchovina - w walce ze szlakami |  |
Pudelek
Ogarniacz kuwety
Dołączył: 10 Lis 2006 |
Posty: 5794 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: Oberschlesien, Kreis Nikolei und Kreis Oppeln |
|
 |
Wysłany: Nie 18:00, 27 Cze 2010 |
|
 |
|
 |
 |
W obecny weekend wybrałem się z Ecowarriorem w czeskie Sudety - a konkretnie w mało uczęszczane rejony Nískiego Jeseníka z kierunkiem na Góry Opawskie. Wypad zaczęliśmy w piątek po pracy Andrzeja - najpierw pociągiem do Zdzieszowic, gdzie obejrzeliśmy niezwykle nudny mecz Brazylii z Portugalią, potem samochodem zawieziono nas do Krnova. Zakupy w Kauflandzie i zaczynamy szukać odpowiedniej dla nas knajpy, aby obejrzeć kolejny mecz. Sympatyczną spelunkę znajdujemy niedaleko rynku - jest dokładnie taka, jaką lubimy Smaczne i tanie piwko, waniliowy tytoń i... dosiada się do nas Janek, Polak pracujący i mieszkający w Krnovie. Jest bardzo sympatyczny (praktycznie wymusza na nas wypicie kolejki ), ale, niestety, prowadzi ze sobą monolog, więc jeszcze przed końcem meczu opuszczamy lokal... jest 21.30, więc młoda pora, znajdujemy szlak i... kolejną sympatyczną knajpkę, gdzie kończymy mecz i od jednego z Czechów dowiadujemy się, że bardzo lubi jeździć się napić do Polski, gdzie podobno są bardziej sympatyczni ludzie . Przed 23 ruszamy w końcu na szlak - idzie się dobrze i choć rzeczywista trasa nijak ma się do tego co było na mapie, raźnie posuwamy się naprzód. Znajdujemy świetną wiatę, ale wiemy, że kawałek dalej ma być kolejna, więc idziemy i idziemy... przy szerokiej polanie szlak odbija w las, a tam trasa zmasakrowana ciężkim sprzętem, powalone drzewa i jakieś mokradła. Eco prawie się gubi i mocno brudzi, więc decydujemy się na rozbicie namiotu na wspomnianej polanie (jest w pół do pierwszej w nocy, tak późno to chyba się nie rozbijałem). Znajdujemy sporo drewna ale na tyle mokrego, że mimo wściekłych starań Andrzeja nie udaje nam się rozpalić ognia. Pokrzepieni lekko winem z dzikiej róży kładziemy się spać.
Rano budzimy z głupim uczuciem, że czegoś zapomnieliśmy. No tak, nikt nie wziął chińskiej parasolki na wypadek deszczu - na szczęście niebo nie płacze, mimo, że trochę się chmurzy. Jemy szybko śniadanie (przy okazji strasząc grzybiarza, który chyba się nie spodziewał ludzi w tej okolicy), pakujemy się i na szlak. Nakładamy drogi aby ominąć powalone drzewa i mokradła, znajdujemy drugą wiatę i w dobrych nastrojach ruszamy dalej. Licho jednak nie śpi... zbyt łatwowiernie uwierzyliśmy, że szlaki w Republice Czeskiej są dobrze utrzymane i okazało się, że w tym rejonie szlak 1) jest zarośnięty, bo od dawna nikt po nim nie chodził 2) jest zryty traktorem albo innym dziadostwem 3) jest zawalony drzewami tak, że nie można przejść 4) jest nieoznaczony, jeśli przez przypadek wyszliśmy z lasu. Kawałki "normalnego" szlaku były tylko krótkimi wyjątkami potwierdzającymi regułę.
W południe dochodzimy do Starych Purkartic - sennej wioski wśród gór. I tam nas czeka kolejna niemiła niespodzianka - szlaku nie ma... szukamy i szukamy - szlak nie chce się znaleźć. W końcu znajduje miejsce, gdzie szlak niegdyś biegł - widać zamalowane ślady - obecnie go nie ma, mimo iż wszystkie mapy (w tym niby super aktualna mapa w internecie) wskazują na jego istnienie. Mamy lekką załamkę... z powodu fatalnego stanu szlaków idziemy bardzo wolno - przez dwie i pół godziny zrobiliśmy zaledwie 7,5 kilometra. Co prawda dopiero 12, ale jesteśmy już mocno zmęczeni ciągłym przedzieraniem się, droga bardzo długa przed nami, a nie wiadomo czy trasa po zlikwidowanym szlaku jest do przejścia. Umówieni jesteśmy na wieczór, nie chcemy znowu przychodzić o północy, więc po burzy mózgów podejmujemy dramatyczną decyzję - busem wracamy do Krnova. Tam szybkie zakupy i jedziemy kolejnym busem (z tym samym kierowcą ) do Hermanovic, aby stamtąd uderzyć na Kopę Biskupią.
W Hermanovicach zahaczamy o hotel - hotel z nazwy, bo to typowa ubytovnia, ale tania i ma bardzo sympatyczną knajpę ze świetnym Radegastem i czosnkową, do tego w TV leci mecz, więc się rozgaszczamy Około 18 wychodzimy na trasę w kierunku Kopy - tym razem szlak jest w dobrym stanie, ale nie spotykamy na nim nikogo - gdzie te słynne tłumy w czeskich górach? Najwyraźniej wszyscy zostali w domu w tak paskudną pogodę
Po niecałych 3 godzinach (oprócz ruszania nogami głównym zajęciem było odganianie komarów, dopóki Eco nie wydobył swojej tajnej broni) jesteśmy pod ruinami schroniska Rudolfsheim - a tam już Buba z Toperzem oraz Raubitter (i jego czeski rum ). Po chwili dochodzą jeszcze 4 osoby - rozbijamy namioty w pokrzywach, ja z Eco idziemy jeszcze na wieżę na Kopie aby się przywitać z gospodarzem i kupić jakieś piwko, a potem, wiadomo, impreza Ognisko, napitki, pulpa, mniej lub bardziej poważne rozmowy...
Rano, niestety, musimy się z szybko Eco pakować, bo trzeba zejść na autobus. Zachodzimy na piwko i jajecznicę do schroniska (oj, tego dnia Raubitter musiał mieć urwanie głowy) i wśród tłumów stonki schodzimy do Pokrzywnej. Na miejscu okazuje się, że akurat dzisiaj zmienili rozkład jazdy PKS-ów, więc czekamy ponad godzinę na busa... a potem - niestety, powrót do rzeczywistości.
Super wypad - nawet niezrealizowana część trasy tego nie zepsuła (choć momentami mieliśmy bardzo złe humory) . Po raz kolejny się rozpisałem galeria będzie wkrótce...
|
|
 |
|
 |
 | |  |
PiotrekP
Dołączył: 03 Cze 2009 |
Posty: 76 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: Świdnica |
|
 |
Wysłany: Pon 10:31, 28 Cze 2010 |
|
 |
|
 |
 |
Fotki Pudelek ?
|
|
 |
 | |  |
trotyl
Dołączył: 14 Lut 2009 |
Posty: 625 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: WARKA |
|
 |
Wysłany: Śro 20:43, 30 Cze 2010 |
|
 |
|
 |
 |
He,he zdjęcie numer 33....czyjeś ręce czegoś szukają
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1
|
|
|
|  |