 |
 | Intensywna jednodniówka, czyli Rejvízská hornatina |  |
Raubritter
Dołączył: 18 Lut 2010 |
Posty: 67 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: Bischofskoppe |
|
 |
Wysłany: Śro 20:22, 30 Cze 2010 |
|
 |
|
 |
 |
Czwartek 24 czerwiec A.D. 2010
Godzina 6.45, a Raubritter już na szlaku. Moim ambitnym celem było dostanie się na Zlaty Chlum, górę którą już raz próbowałem zdobyć, jednak z mizernym skutkiem.
Pogoda jest piękna, poranne słońce delikatnie przygrzewa, a świergot ptaków jest ogłuszający. Szybko docieram do Zlatych Hor, gdzie zaopatruję się w napoje chłodzące aby następnie zielonym szlakiem przez skansen górnictwa złota Zlatorudne Młyny nacierać na Rejviz. Mniej więcej jednak w połowie drogi dociera do mnie, że nawet jak wejdę na Zlaty chlum, to bedę miał problemy z powrotnym dotarciem na Kope. Do samego Rejviz jest około 15 km, a na zamierzony szczyt jeszcze pięć kilometrów. Co zrobić? Nieco podirytowany tym faktem zmieniam plany. Zwiedzam Rejviz i słynną Chate w której znajdują się ręcznie rzeźbione krzesła z podobiznami ludzi, pije piwko i żółtym szlakiem idę w stronę położonych nieopodal słynnych torfowisk (które swoją drogą są czeskim parkiem narodowym). Komarów zatrzęsienie.
Dalej moja trasa wiedzie niebieskim do wioski Horni Udoli w której mam zamiar wypić jakieś piwo... co się okazuje, mijany wielki hotel - restauracja jest już nieczynny od ładnych kilku lat (a może nieczynny jest latem? nie wiem, sprawia wrażenie zaniedbanego), więc tylko oblizuję wargi i posuwam się dalej. Miejscami szlak jest mocno zarośnięty, przedzieram się przez wysoką trawę w której moja wyobraźnia widzi tysiące czających się na mnie kleszczy. W którymś tam momencie z rzędu przedzierania się przez owe wylęgarnie tychże niemiłych pajęczaków, docieram do dawnej kaplicy św. Marty. Ruiny robią na mnie wielkie wrażenie, choć sam bym się tam namiotem chyba nie rozbił...
W pewnym momencie mam tylko pół kilometra do najwyższego szczytu Zlatochorskiej Vrchoviny jakim jest Příčný vrch (975 m n.p.m.), jednakże postanawiam zdobyć go innym razem i czując już zmęczenie w nogach, podążam do Zlatych Hor przez ruiny zamku Edelstejn.
W Zlatych wpadam do miejscowego pubu, gdzie załapuję się na drugą połowę meczu i po dwóch piwkach ruszam w ostatni etap wędrówki, jakim jest wejście na Biskupią Kope. Górę zdobywałem szlakiem niebieskim i czort mnie chyba do tego podkusił. Samo wejście nie byłoby zbyt hardcorowe, jednak w połowie drogi szlak się ucina (pokłony przed mądrymi czeskimi rębajłami drzew) i trzeba iść na szagę pod samą górę kierując się intuicją i wydeptaną przez zbłąkanych turystów niby ścieżką. Ciężko dysząc dostaję się do ruin zamku Leuchtenstejn, a stamtąd mam już tylko rzut beretem do schroniska. Umieram. Ale jestem happy
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
A oto i wszystkie zdjęcia:
[link widoczny dla zalogowanych]
Pozdrawiam
|
|
 |
|
 |
 | |  |
PiotrekP
Dołączył: 03 Cze 2009 |
Posty: 76 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: Świdnica |
|
 |
Wysłany: Czw 12:20, 01 Lip 2010 |
|
 |
|
 |
 |
No mając tak blisko pricny vrch nie wszedłeś? Piękne tereny i mało uczęszczane. Z tym hotelem to też się nabrałem, on jest nieczynnyjuż jakiś czas.
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1
|
|
|
|  |