Forum BESKIDZKIE FORUM Strona Główna


BESKIDZKIE FORUM
"Tak mnie ciągnie do gór..."
Odpowiedz do tematu
Czterema pasmami ku IX Zlotowi Sudeckiemu 9-14.10.2012
ecowarrior


Dołączył: 27 Sty 2007
Posty: 1461
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zdzieszowice

Parę dni temu wróciłem z Gór Łużyckich i Szwajcarii Saksońskiej. Tak się składa, że w najbliższy weekend odbywa się na Borówkowej zlot forumowiczów portalu Sudety it. Tak sobie myślę:
A jakby ruszyć na zlot przez Hruby Jesenik, Králický Sněžník, Góry Bialskie ?!
Pomysł wydaje się dobry, pogoda również. Jak pomyślałem, tak uczyniłem...

09.10.2012r.
Przed 16 wsiadam do pociągu i zmierzam ku Prudnikowi. Powoli zbliża się zmierzch, wychodzę na wylotówkę, wierzgam łapkami i po chwili siedzę w samochodzie mknącym ku Głuchołazom. Tym razem zatrzymała się sympatyczna kobiecina, która właśnie wracała z pracy. Mówi, że podwozi mnie, bo widać, że jestem turystą, a ona również sporo wędruje, jeździ na nartach i bywa na „Kropce”. Dobrodziejka trochę nadkłada by odstawić mnie przy samych drzwiach schroniska młodzieżowego, twierdząc, że nadajemy na tych samych falach Smile
Podczas meldunku i odbioru kluczy do pokoju dziewczyna na portierni tajemniczo się uśmiecha. Gdy wychodzę się przejść oznajmia, że kojarzy mnie skądś, po czym pyta czy przypadkiem nie bywam na „Kropce” ? Zza domykających się drzwi słyszę radosny okrzyk:
Udanego wieczoru. Pamiętaj, impreza trwa Very Happy
Samotnie kroczę w stronę centrum i zastanawiam się ile jeszcze spotkam dziś osób kojarzących mnie z w/w imprezą.
Jest chłodna, lecz gwieździsta noc. Siedzę na zewnątrz lokalu, popijam piwko, przegryzam cebulowe paluszki i panierowane brokuły a w głowie leniwie przemykają wizje jutrzejszych krajobrazów, wędrówki i płonącego przed Chatką pod Śnieżnikiem ogniska.

10.10.2012r.
Budzę się tuż przed 07. Zapowiada się słoneczny dzień. Szybko się zbieram i ruszam na pociąg ku Jesenikom. Tam przeskok do kolejnego pociągu i otwarcie piweczka ku powadzeniu wyprawy. Siedzę w przedziale z parą uroczych, rozkochanych w sobie, staruszków z plecakami. Wysiadam w Brannéj, malutkiej miejscowości, której początki sięgają pierwszej połowy XIVw., a moi współpasażerowie, rozłożoną mapą, mkną gdzieś dalej.
Miasteczko jakby się zastanawiało czy nadal pozostać w leniwym letargu czy może dać się zbudzić jesiennym promieniom słonka. Na ulicach pustki, knajpa i restauracja zamknięte. Ktoś sprząta przed cukierniom, a w stronę zamku wolnym krokiem podążają robotnicy.
Krzątam się pomiędzy nimi, zabytkiem do którego się kierują, XVII – wiecznym kościołem parafialnym, budynkiem wójtostwa z przełomu XVI i XVII wieku, a ratuszem z początków ubiegłego wieku.

Po wykonaniu paru zdjęć ruszam ku Starému Městu. Na łąkach, nieopodal kapliczki Nad Šléglovem mym oczom ukazuje się masyw Králickýgo Sněžníka. Jego szczytowa kopuła jest przysłonięta chmurami a ja znów rozpoczynam prywatny monolog:
Dlaczego tak daleko i po co masz tak cholernie ciężki plecak?
Do miasta schodzę drogą wijącą się pośród drzew otulonych złocistą płachtą liści.
Parę zdjęć na rynku i niknę w czeluściach Národnígo důmu, gdzie zdejmuję plecak, łapię oddech, wychylam duszkiem kufelek i po zebraniu myśli decyduję się na czosnkową oraz placki ziemniaczane.
Po godzinie jestem jestem już na szlaku ku Stříbrnicom. Jakże się ucieszyłem gdy przechodząc przez wioskę, w której nie spodziewałem się żadnego sklepu, baru, czy innego obiektu umożliwiającego przepłukanie gardła, ukazał się spożywczak z lanym litovelem Smile Rozsiadłem się na zewnątrzsklepowych ławach i zadowolony z uśmiechu losu analizowałem odcinek który pozostał mi do pokonania.
Właściwie nie ma tak źle – myślę sobie – z punktów strategicznych została ci Horská Chata Návrší, Śnieżnik, schronisko mieszczące się pod nim, a później to już pryszcz.
Tak sobie dumając kończę co przed chwilą zacząłem i ruszam ku mieszczącej się nieopodal Horskiej Chacie. Spodziewałem się trudnego podejścia (a może to poziomice pobudziły mą fantazję), lecz ku sporemu zaskoczeniu wcale nie było tak źle. Tutaj znów byłem pewien na 100 %, że będzie otwarte a odbijam się od zamkniętych drzwi! A pomyśleć, że przed dwoma godzinami byłem przekonany, wyobrażałem sobie, wręcz dałbym sobie głowę obciąć, że wieś okaże się gehenną a schronisko niebem.
Z komina się dymi, wewnątrz chaty słychać radio, a ma książeczka GOT PTTK nadal nie podbita.
Nie no, olać to piwo. Chcę mieć pieczątki – w końcu kolekcjoner!
Po kilkuminutowym dobijaniu się do drzwi jakiś facet, chyba właściciel, otwiera. Pytam o pieczątki, on uprzejmie prosi dalej i podaje co ma na stanie. Mimo iż nie udało się wynegocjować strawy i napitku, zadowolony opuszczam przybytek.
Krętymi ścieżkami docieram do Granicznego Stoku, którym podążam ku szczytowi. Wspinaczka jest wielokrotnie przerywana. Protesty żołądka, domagającego się kosztowania ostatnich tegorocznych borówek zwyciężają nad ambitnym zapałem. Po jakimś czasie docieram do oszronionej kosodrzewiny zwiastującą kres wspinaczki.
Na szczycie spotykam tylko troje turystów, których proszę o wykonanie pamiątkowego zdjęcia. Widoki ograniczone, mocno wieje. Nie zwlekając zbyt długo schodzę do opustoszałego schroniska. Aktualnie trwa wymiana drewna okalającego boczne ściany budynku. Zamawiam u uroczej Ukrainki Benediktina i nawiązuję krótką rozmowę z jedynymi turystami zasiadającymi w przybytku – dwoma Czechami wychwalającymi pod niebiosy naszego tyskacza (tfuuu).
Niespiesznie degustuję piwko, kontempluję urodę mej sprzedawczyni i myślę sobie, że zapewne w Chatce pod Śnieżnikiem będzie syf, brak drewna i diabli wiedzą jakie jeszcze niespodzianki. Rezygnuję z kolejnego piwka i ok. 17 ruszam ku chacie. Chcę ją jakoś ogarnąć, wysprzątać, nazbierać opału i spokojnie zasiąść do wieczornego ogniska.
Temperatura waha się w okolicach 0. Niebo jest zaciągnięta a z chmur delikatnie posypuje białym paskudztwem :/
Jakież jest moje zdziwienie gdy zbliżając się do celu zauważam unoszący się z komina dym. Zbieram myśli, jest październik, środek tygodnia. Wiem, że Waldka już nie ma a jednak ktoś koczuje! Drzwi zaryglowane, parokrotnie uderzam i jestem proszony do skromnych progów – do progów chatki jakiej jeszcze moje oczy nie widziały! Cieplutko, czyściutko w każdym kącie, a śmieci, spleśniałe śpiwory, karimaty i niedojedzona strawa wydają się być zapomnianą kartą niechlubnej historii przybytku!
Osoba przebywająca w chacie pracuje obecnie w Wrocławiu i prosiła o nieujawnianie jej osobowości. W każdym bądź razie nowo poznany kamrat postanowił wykorzystać tydzień urlopu na wyciszenie się w tym miejscu. Ponownie wstawił drzwiczki do piecyka, ogarnął bajzel, nazbierał drewna i tak sobie spokojnie żył dopóki ktoś z kapeluszem na głowie nie zaczął walić w drzwi Very Happy
Wieczór mija przy opowieściach o historii chatki na przestrzeni ostatnich 20 lat, o życiu we Wrocławiu, moich wspomnieniach ze studiów, o paru górskich forach, o przekroju kulturalnym osób które można spotkać w tym miejscu, no i o naszych Ukrainkach z schroniska Very Happy
Około 21 pali się ognisko. Chmury gdzieś przegnało, nad nami jaśnieją gwiazdy, w powietrze unosi się zapach smażonych grzanek, a wszechogarniającą ciszę przerywa co jakiś czas odgłos który mi się chyba nigdy nie znudzi – delikatny trzask przepalanego drewna.

Po zapełnieniu żołądków wygaszamy palenisko i w środku chatki kolektywizujemy śliwowicę którą miałem zamiar donieść przynajmniej na spotkanie z Grzesiem i Pudlem. No ale jakoś tak wyszło...

11.10.2012r.
Wstaję przed 07. Położyłem się wcześnie więc jestem wyspany i pełen energii. Dziś czeka mnie wędrówka ku Smrkowi – najwyższemu szczytowi Rychlebskych hor. Spokojnie wychylam grzańca, żegnam się z kolegą i ruszam ku Granicznemu Stokowi. Im bliżej zielonego szlaku tym bardziej niewyraźna ścieżka. Ostatnie 10 minut to przedzieranie się przez borówki, sosenki i krzaki, na wyczucie. Dawniej dojście do Granicznego wydawało mi się znacznie prostsze. Jest dosyć mroźno, lecz przeważnie słonecznie. Początkowo obserwuję przemieszczające się poniżej chmury, po czym schodzę w okolice Hraniční hory i niknę na kilka godzin w lesie.

Po cichu liczę, że na Przełęczy Płoszczyna uda mi się coś przekąsić, przepłukać gardło i odpocząć w ciepłym pomieszczeniu. Daremne mrzonki samotnego człowieka – znów całuję klamkę :/ Horská chata Sedlo, niegdysiejszy budynek straży granicznej, okazuje się zamknięta :/ Rozsiadam się przed restauracją, sporządzam i pochłaniam kanaki, raczę zziębnięte członki odrobinką nalewki z czarnego bzu, a następnie zmierzam ku Puszczy Śnieżnej Białki. Boże, jak zimno. 15 min. postoju na powietrzu zupełnie mnie wyziębiło. Miałem nadzieję, że będę chytry i oszukam organizm naleweczką. Niestety nic z tego. Dopiero podejście na Jelenia Kopę przywróciło mi właściwe samopoczucie.
Na szczycie Rudawca chwila postoju i po chwili zagłębiam się w otchłań puszczy, przez wielu uznawanej za jeden z najdzikszych rejonów polskich Sudetów. Rezerwat to klasa sama w sobie. Relikt przeszłości o niezmiernie urokliwej florze.

Kto jeszcze w to miejsce nie dotarł to szczerze polecam, natomiast kto miał już przyjemność wędrówki owymi ścieżkami ten zapewne rozumie mój zachwyt. Opuszczając rezerwat odbijam ze szlaku by zlustrować aktualny stan sławetnej wiaty ze stryszkiem. Wokół niej i w środku czyściutko, natomiast nie życzę najgorszemu wrogowi by zastał go deszcz podczas noclegu. Przegniły i miejscami dziurowy dach jest gwarancją kąpieli podczas ulewnej nocy.
Na skraju Bielic, uroczej wsi kojarzącej mi się z Nowym Łupkowem, odbijam ku granicy i żółtym szlakiem, przez Pasieczną, Karkulkę, Klonowiec i Smrek, docieram do Przełęczy Trzech Granic (Smrk – Hraničník). Przełęcz ta jest miejscem styku historycznych granic trzech krain: Śląska, Moraw i Ziemi Kłodzkiej. Zrzucam plecak w rewelacyjnej wiecie turystycznej i zadowolony z siebie otwieram piwko. Nagroda po tak wyczerpującej trasie się należy. Daję odpocząć plecom, spokojnie spaceruję, wsłuchuję się w śpiew ptaków, podziwiam widoki i gratuluję sobie, że wybrałem to miejsce na nocleg. Po rekonesansie przygotowuję drewno do ogniska, rozbijam obok wiaty namiot i z zapartym tchem podziwiam uroki zachodzącego słońca.


Przy ognisku spędzam kilka solidnych godzin. Raczę się tostami, winem oraz naleweczką, na przemian wpatruję to w płomienie, to w jaśniejące gwiazdy i ukontentowany ostatnimi dniami wędrówki marzę by mój urlop nie miał końca...

Po 23 wygaszam palenisko i zmierzam do namiotu. Jest poniżej zera, towarzyszy mi odgłos skrzypienia trawy i przymarzającego błota. W środku namiotu ściany pokryte są delikatną powłoką szronu.
Szybko wślizguję się w otchłań śpiworu i zasypiam. Około 23:45 budzą mnie jakieś odgłosy.
- Co jest? – myślę sobie. A im dłużej myślę tym bardziej daje się we znaki wybujała wyobraźnia. Momentalnie przypominam sobie zabójstwo pary turystów w Górach Stołowych czy nieszczęśników płacących mandaty za rozbijanie namiotu w terenie zakazanym. Po chwili ciach i struga światła ląduje na ścianie namiotu!
- No to się doigrałeś, gratuluję eco! - Stawiam na straż leśną. - Dobrze, że nie przyszli wcześniej, bynajmniej nie widzieli ogniska. Teraz oberwie mi się „tylko” za rozbicie namiotu.
Chaos wszelakich domniemań i planów przyszłych łgarstw został przerwany krótkim, czeskim, komentarzem:
- O, popatrz, tak też można. Mały namiocik nosić ze sobą i spokojnie nocować tam gdzie się dojdzie.
Nie minęło kilkadziesiąt sekund a kroki się oddaliły. Gdy wykaraskałem się w końcu z szczelnego śpiwora, a następnie namiotu to w oddali widać było jedynie niknące w lesie odblaski czołówek.

12.10.2012r.
Wstaję ok. 06:40. Krzątanina wewnątrz namiotu wywołała szok i zdziwienie pasącego się tuż obok jelenia, który zakomunikował swe niezadowolenie potężnymi sygnałami dźwiękowymi. Sprawnie się pakuję, wyjmuję zlodowaciałe śledzie (znów zimno) i wlewam w siebie odrobinkę nalewki na rozgrzanie.

Przy pierwszych promieniach słonecznego dnia zbieram się w drogę do Žulovej, gdzie mam połączyć siły z Grzesiem i Pudelkiem. Schodzę przez Utulną Mates, Tři studánky, za którymi zażywam kompleksowej kąpieli w lodowatym źródle, i vodopády Stříbrného potoka.
Około 10:30 wkraczam do centrum Žulovej i wypatruję któregoś z kompanów. Kieruję wzrok ku dwóm miejscom, najpierw w stronę knajpy, przed którą nic się nie dzieje, a następnie ku znanemu mi sklepowi spożywczemu w którym serwują rewelacyjne jadło. Spod sklepu uśmiecha się rozradowana twarz Grzesia informującego:
- Właśnie słałem Ci smsa i miałem wchodzić na piwo. Knajpę otwierają o 11, tak więc może po langoszu i Radegaście?
I jak się nie zgodzić z tak rozsądnym wywodem Po kilkunastu kilometrach wędrówki chętnie bym coś przekąsił i przepłukał gardło
Jednogłośnie stwierdzamy, że przez ostatnie półtora miesiąca strawa się tutaj nie zmieniała. Nadal serwują najsmaczniejsze langosze na świecie!
Po 11 przenosimy się do knajpy i wyglądamy przybycia Pudelka, który dociera z Zlatych Hor.
Niebawem unoszą się w górę trzy pieniste kufle sponad których pobłyskują rozradowane oczka turystów zmierzających na zlot Forum Sudety it.
Ponownie wracamy coś przekąsić, zakupujemy na wynos langosze i w ostatniej chwili wskakujemy do autobusu podwożącego nas do przysiółka Sedm Lánů mieszczącego się u podnóża Lánskýgo vrchu.

Na szczycie delektujemy się widokami, wykonujemy parę fotek i spokojnie zmierzamy do Bergova. Odbijamy tam ku Vilimovicom i licząc na cud złapania stopa leniwie machamy rączkami.
Zatrzymuje się już pierwszy samochód. Początkowo facet pyta dokąd, wygląda jakby miał zamiar nas podwieźć po czym zamykając drzwi stwierdza, że jednak mu się spieszy. Jeszcze nie do końca zniknął nam z oczu a pojawił się drugi samochód, który również się zatrzymał, i w odwrotności do poprzednika poratował w potrzebie. Kierowca okazał się sympatyczną, otwartą osobą, która przy okazji konwersacji po ludzku wskazała gdzie mieści się knajpa.
Przybytek okazał się zamknięty, zatrzymujemy się więc przy leśniczówce, chwilę rozmawiamy z miejscowym gospodarzem którego zaciekawiła historia wyłapania stopa, a następnie Pudel odkrywa potężne gniazdo grzybów, które Grześ w mgnieniu oka identyfikuje jako dorodne rydze. Zadowoleni z siebie, z siatką uzbieranej strawy docieramy do przełęczy Hraničky. Rozbijamy namiot, zasiadamy przy ognisku i bierzemy się za smażenie kolacji – grzanek, kiełbas i wybornych rydzy. Pełną kontentację żołądków dopełnia Pudelek, serwując asa z rękawa – chłopak częstuje kosowskim piwem Smile Po jakimś czasie robi się chłodno, zaczyna siąpić i zrywa się nieprzyjemny wiatr. Jest to odpowiedni moment na rozbrat z ogniskiem i udanie się na zasłużony spoczynek.

13.10.2012r.
Poranek wita nas wyborną pogodą. Delikatnie przyświeca jesienne słońce a my podziwiamy rozległą polanę, która dopiero teraz ukazuje swe piękno w pełnym krasie. Nic dziwnego, że kiedyś znajdowała się tutaj miejscowość Gränzdorf. Przestrzeń, pustka, ruiny dawnych domów, kościoła, szkoły i gospody, przemieszczające się lekkim powiewem wiatru duchy przeszłości przenoszą mnie w czasie, do tego co kiedyś musiało się tutaj znajdować, do tętniącego życia, uczących się dzieci, niedzielnych nabożeństw czy drewnianych stołów knajpy z pieniącym się w grubych kuflach piwem.
Rozpalamy ognisko, spożywamy poranne grzanki i, po zaciekłych rozmowach (kłótniach) nt miejsca teatru we współczesnej telewizji, ruszamy ku Bukowi, gdzie mieszczą się prawie niewidoczne pozostałości obozu jenieckiego z czasów II wojny światowej.

Czas wędrówki do miejscowości Zálesí upływa dosyć szybko, przy wspominkach studiów, wspólnych imprez, odwiedzin Pudelka przez siostrę kolegi ( Very Happy ) oraz wymiany doświadczeń Grzesia i Marcina nt pobytu na Bałkanach, tamtejszym tradycjom, zawiściom, problemom z zakupem paliwa oraz niepotrzebnym mandatom...

Do Travnej podążamy przez potężne (ogrodzone) pastwisko usłane tysiącem wysuszonych, średnio wilgotnych i całkiem świeżych, jeszcze parujących, gdzieniegdzie wdeptanych w ziemię, gówien, gdzie złowieszczy wzrok krów i byków przypomina mi paniczną ucieczkę przez analogiczne miejsce w Zlotohorskiej vrchowinie. Od dramatu tamtych chwil już pięciokrotnie opadły liście z drzew, a jednak w zakamarkach pamięci nadal wydaje się to zaledwie przygodą dnia wczorajszego.
Zgodnie z wcześniejszym planem Travná staje się miejscem wytchnienia, a zarazem biesiady na blisko trzy godziny.

Przy wybornej strawie, pierwszorzędnym napitku i nie gorszym towarzystwie czas przestał mieć dla nas jakiekolwiek znaczenie. Po opuszczeniu lokalu zwiedzamy miejscowy cmentarz i oczekując stopa … gramy w piłkę nożną Smile Z upływem ostatniej minuty czasu jaki daliśmy sobie na zatrzymanie jakiegoś dobrodzieja, zwalnia samochód z dwoma wędkarzami, którzy dając radosny wyraz swej wrażliwości powonienia na napoje procentowe, podwożą nas nieco wyżej.
Około 19:45 docieramy do wesołej kompanii zlotowiczów. Zrzucamy plecaki w domku przy wieży widokowej i przysiadamy się do ogniska. Niewiele później od nas melduje się Michał. Zacne grono jest już w komplecie i niebawem, przy dźwiękach stukanego szkła, w eter Gór Złotych, czy też Rychlebskich, niosą się gromkie dyskusje, śpiewy czy też swądy spalonych tostów, grzanek bądź kiełbas. Tak, tej nocy weseliliśmy się, zacnie biesiadowali i śpiewali!

14.10.2012r.
Postanowiłem wstać na wschód słońca. Przy pierwszym dźwięku budzika, podczas otwarcia powiek i rzucenia okiem na spokojnie śpiących kamratów, stwierdziłem że mój pomysł był średnio-dobry. Jednak po wykaraskaniu się ze śpiwora, z każdym pokonywanym szczeblem wiodącym na szczyt wieży widokowej stopniowo zmieniałem zdanie. Jednak dobrze uczyniłem
Trochę wieje. Oczekuję spektaklu narodzin kolejnego dnia i układam w całość kłębiące się w głowie myśli. Spoglądam na otaczająca mnie przyrodę i dochodzę do wniosku, że przed rokiem, mniej więcej o tej samej porze siedziałem przy Chatce Puchatka w Bieszczadach racząc się analogicznym cudem natury co teraz...

Ponownie rozpalamy ognisko, niespiesznie spożywamy śniadanie, znów zbyt bardzo przypalamy kiełbasy i po uprzątnięciu legowiska oraz wykonaniu pamiątkowego zdjęcia powoli schodzimy w kierunku Przełęczy Lądeckiej.

Maksymalnie przedłużamy czas pożegnań. Pod sklepem kto może wypija po piwku, zgrabnie podlizuję się przyszłemu teściowi ( Very Happy ) i w końcu każdy rusza w swoją stronę.
W podróż powrotną Pudelka i mnie zabiera Michał. Zgodnie z wczorajszym planem podjeżdżamy pod wiatę turystyczną za wsią Račí údolí, skąd wspinamy się ku ruinom zamku Rychleby z którego wywodzi się nazwa gór po których przez ostatnie dni wędrowaliśmy. Z zdjęć przeglądanych na stronie internetowej spodziewałem się, że zachowało się znacznie mnie zabytku. Miło się czasami pomylić.
Nim ruszamy ku Jawornikowi Michał zaparza kawę, kończymy kanapki i z podrażnionymi żołądkami zmierzamy w poszukiwaniu lokalu gastronomicznego. Wcinamy czosnkową, pochłaniamy wyborne grzanki z czymś gulaszopodobnym i przy pięknym zachodzie słońca podążamy ku swoim domostwom.
[link widoczny dla zalogowanych]
Zobacz profil autora
buba


Dołączył: 20 Kwi 2006
Posty: 3022
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: oława

ech.. jaka szkoda ze nie udalo sie dotrzec na ten zlot.. Sad

ecowarrior napisał:
Siedzę w przedziale z parą uroczych, rozkochanych w sobie, staruszków z plecakami.


Spotkanie takich ludzi moze jedynie wywowac radosc w sercu i usmiech na twarzy!! Very Happy

ecowarrior napisał:

Przełęcz ta jest miejscem styku historycznych granic trzech krain: Śląska, Moraw i Ziemi Kłodzkiej. Zrzucam plecak w rewelacyjnej wiecie turystycznej i zadowolony z siebie otwieram piwko. Nagroda po tak wyczerpującej trasie się należy. Daję odpocząć plecom, spokojnie spaceruję, wsłuchuję się w śpiew ptaków, podziwiam widoki i gratuluję sobie, że wybrałem to miejsce na nocleg. Po rekonesansie przygotowuję drewno do ogniska, rozbijam obok wiaty namiot i z zapartym tchem podziwiam uroki zachodzącego słońca


Jak oceniasz ta wiatke na nocleg? tez ma dziurawy dach?
Bo planuje sie tam wybrac w tym roku..

ecowarrior napisał:

Około 23:45 budzą mnie jakieś odgłosy.
- Co jest? – myślę sobie. A im dłużej myślę tym bardziej daje się we znaki wybujała wyobraźnia. Momentalnie przypominam sobie zabójstwo pary turystów w Górach Stołowych czy nieszczęśników płacących mandaty za rozbijanie namiotu w terenie zakazanym. Po chwili ciach i struga światła ląduje na ścianie namiotu!
- No to się doigrałeś, gratuluję eco! - Stawiam na straż leśną. - Dobrze, że nie przyszli wcześniej, bynajmniej nie widzieli ogniska. Teraz oberwie mi się „tylko” za rozbicie namiotu.
Chaos wszelakich domniemań i planów przyszłych łgarstw został przerwany krótkim, czeskim, komentarzem:
- O, popatrz, tak też można. Mały namiocik nosić ze sobą i spokojnie nocować tam gdzie się dojdzie.
Nie minęło kilkadziesiąt sekund a kroki się oddaliły. Gdy wykaraskałem się w końcu z szczelnego śpiwora, a następnie namiotu to w oddali widać było jedynie niknące w lesie odblaski czołówek.


No to mile doswiadczenie! Ja raczej nocnych odwiedzin nie lubie bo zwykle mi sie wlasnie kojarza z mandatem Evil or Very Mad Acz zdarzaja sie "perełki" ze czlowiek wystawia z łeb z namiotu a tu kilkoro zamaskowanych ludzi obwieszzca swiatu ze jesesmy terrorystami i oni nas wlasnie aresztowali Wink
Co innego jak ktos odwiedza biwak wieczorem lub rano, wtedy przewaznie w dobrych zamiarach Very Happy


ecowarrior napisał:

Krzątanina wewnątrz namiotu wywołała szok i zdziwienie pasącego się tuż obok jelenia, który zakomunikował swe niezadowolenie potężnymi sygnałami dźwiękowymi.


Wilki, dzik a teraz jelen?? jak nic nastepny bedzie misiek Laughing


ecowarrior napisał:

Odbijamy tam ku Vilimovicom i licząc na cud złapania stopa leniwie machamy rączkami.
Zatrzymuje się już pierwszy samochód.


Jak nic podlizales sie Izie a ona zdradzila ci jakis sekret!! Moze jakies magiczne haslo ksztaltujace czasoprzestrzen? A moze jakis czarodziejski talizman od niej dostales??? Nie moze inaczej byc!!! Twisted Evil Twisted Evil


ecowarrior napisał:

i, po zaciekłych rozmowach (kłótniach) nt miejsca teatru we współczesnej telewizji,


czyzby rozmowa byla tak zaciekla jak podczas ustalania czy Rogacz jest chatka studencka?? Laughing
Zobacz profil autora
ecowarrior


Dołączył: 27 Sty 2007
Posty: 1461
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zdzieszowice

buba napisał:

ecowarrior napisał:

Przełęcz ta jest miejscem styku historycznych granic trzech krain: Śląska, Moraw i Ziemi Kłodzkiej. Zrzucam plecak w rewelacyjnej wiecie turystycznej i zadowolony z siebie otwieram piwko. Nagroda po tak wyczerpującej trasie się należy. Daję odpocząć plecom, spokojnie spaceruję, wsłuchuję się w śpiew ptaków, podziwiam widoki i gratuluję sobie, że wybrałem to miejsce na nocleg. Po rekonesansie przygotowuję drewno do ogniska, rozbijam obok wiaty namiot i z zapartym tchem podziwiam uroki zachodzącego słońca


Jak oceniasz ta wiatke na nocleg? tez ma dziurawy dach?
Bo planuje sie tam wybrac w tym roku..

Większych dziur nie widziałem, z tym, że jest to już kilkuletnie sfatygowane drzewo. Myślę, że podczas solidnego deszczu w niektórych miejscach będzie puszczać wodę Confused
buba napisał:

ecowarrior napisał:

Krzątanina wewnątrz namiotu wywołała szok i zdziwienie pasącego się tuż obok jelenia, który zakomunikował swe niezadowolenie potężnymi sygnałami dźwiękowymi.


Wilki, dzik a teraz jelen?? jak nic nastepny bedzie misiek Laughing

Nie kracz Exclamation
buba napisał:

ecowarrior napisał:

Odbijamy tam ku Vilimovicom i licząc na cud złapania stopa leniwie machamy rączkami.
Zatrzymuje się już pierwszy samochód.


Jak nic podlizales sie Izie a ona zdradzila ci jakis sekret!! Moze jakies magiczne haslo ksztaltujace czasoprzestrzen? A moze jakis czarodziejski talizman od niej dostales??? Nie moze inaczej byc!!! Twisted Evil Twisted Evil

Nie mogę zdradzić, przestało by działać Wink
Zobacz profil autora
Pudelek
Ogarniacz kuwety

Dołączył: 10 Lis 2006
Posty: 5794
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oberschlesien, Kreis Nikolei und Kreis Oppeln

buba napisał:


czyzby rozmowa byla tak zaciekla jak podczas ustalania czy Rogacz jest chatka studencka?? Laughing


Rogacz nie jest chatką studencką, a co do teatru rozminęły się jego wizje
Zobacz profil autora
ecowarrior


Dołączył: 27 Sty 2007
Posty: 1461
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zdzieszowice

Pudelek napisał:
buba napisał:


czyzby rozmowa byla tak zaciekla jak podczas ustalania czy Rogacz jest chatka studencka?? Laughing


Rogacz nie jest chatką studencką, a co do teatru rozminęły się jego wizje

Co do teatru to wizje, co prawda różnorodne, snuliście z Grzesiem. Ja w tym czasie grzecznie piłem piwko Razz


Ostatnio zmieniony przez ecowarrior dnia Nie 0:38, 06 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Pudelek
Ogarniacz kuwety

Dołączył: 10 Lis 2006
Posty: 5794
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oberschlesien, Kreis Nikolei und Kreis Oppeln

po prostu w niektórych dyskusjach lepiej być z boku Very Happy
Zobacz profil autora
Czterema pasmami ku IX Zlotowi Sudeckiemu 9-14.10.2012
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Odpowiedz do tematu