Ariel Ciechański
Dołączył: 10 Mar 2009 |
Posty: 425 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: Skierniewice |
|
 |
Wysłany: Wto 15:16, 23 Sie 2011 |
|
 |
|
 |
 |
Pierwotnie deklarowałem, że przez najbliższy miesiąc nie mam ochoty jechać w góry. Jednak w wraz z kolejnymi dniami nad podręcznikami statystyki mój organizm domagała się totalnego restartu, gdy więc serdeczny kumpel Angi rzucił hasło wspólnego wyjazdu w góry, z radością przyjąłem tą propozycję, zwłaszcza, że moje Szczęście jeszcze kilka dni bawiło i tak w cieniu islandzkich wulkanów . Pierwotnie ta weekendowa wyprawa miała być w Beskid Makowski. W czwartek jednak Angi, który był głównym macherem wyjazdu obwieszcza, że jak zadzwonił na Kudłacze to ostrzegli go przed imprezą towarzyską. Ponieważ chcemy wieczorem sobie w spokoju w trójkę pogadać (jechać miała z nami koleżanka), postanawiamy zmienić kierunek wyjazdu. Na złość nie możemy się dodzwonić do Anety, podejmujemy więc decyzję - Moravskoslezske Beskydy i Chata Javorovy. Anecie pozostaje tylko zaakceptować nasz plan.
W sobotę przed 6 rano wyruszam z Anetą pociągiem do Bohumina. W Katowicach okazuje się, że mamy już 20 minut spóźnienia. Zaczynam ciężko widzieć skomunikowanie z pociągiem w kierunku Hradka ve Slezsku. Za Chybiem idę zorientować się jak wygląda sytuacja - okazuje się, że już tylko 5 minut spóźnienia. W Bohuminie meldujemy się dwie minuty przed czasem. Akurat, żeby kupić jzidenki i napić się kawy. W Czeskim Cieszynie dosiada się Angi i już w trójkę jedziemy do Hradka. Tu wyruszamy żółtym szlakiem ku Chacie Ostry.
Za nami zostaje Beskid Śląski.
Po godzinie od wyjścia z Hradka mijamy wiatę i źródełko.
Idziemy lasem. Widoki pojawiają się dopiero w okolicy węzła Szałas Ostry.
Niedługo potem orientujemy się, że dziś rozgrywane są zawody MTB. W drodze do Chaty Ostry mijają nas rowerzystki i rowerzyści. Zaś przy samej chacie natykamy się na typowo piknikową atmosferę.
Po smacznym obiedzie i Kofoli ruszamy dalej w kierunku Kałużnego i dalej przez Ropice do Javorovego Vrchu. Szlak wygodny, szeroką drogą - jedynie praktycznie pozbawiony widoków .
Dopiero przy Chacie Javorovy pojawiają się szersze panoramy.
Z drugiej zaś strony słońce szykuje swój spektakl nad wyraźnie widocznymi Sudetami.
Po zachodzie słońca troszkę piwkujemy, troszkę kofolujemy, troszkę gadamy. Po 22 zapadamy w sen w wygodnej pościeli. Taki już urok czeskich schronisk, że pościel jest w koszcie noclegu.
Rano za dodatkowe 50 kc dostajemy dość obfite śniadanko. Chlebek, konfitury, serki i jajecznica oraz herbata. W końcu opuszczamy schronisko...
... i zakosami ruszamy zielonym szlakiem do Wendryni.
Po drodze możemy skręcić do San Francisco
Javorovy vrch pozstaje za nami...
Po drodze z Wendryni zahaczamy o Czeski Cieszyn. Tu naszą uwagę przykuwa niecodzienny automat.
Po 14 żegna nas Angi, a ja z Anetą ruszam przez Bohumin do Warszawy.
Zdjątka jak zwykle na [link widoczny dla zalogowanych].
|
|